Chyba się niebo troszkę zawstydziło?...
Rumieńcem bladym wszak się rozjaśniło,
Aż się horyzont różu pudrem sypkim
Tlił niepozornie niczym w rafie rybki,
Co w gęstych chmurach jak w podwodnych skałach,
Które się piętrzą w grzbietach albo w wałach,
Migają skórą pokrytą łuskami,
Przez co się woda zda lustereczkami.
Z granatu kłębów leci kasza manna
Przy śpiewach ptaków głoszących: „Hosanna!”
Więc deszcz przez sito gęsto przesiewany
Tworzy pod stopą chodników blask szklany.
Wiat zaś nieśmiały na gałęzi siedzi,
Coś tam pod nosem szeleszcząco bredzi
I łypie okiem na puste ulice,
Wzdłuż których stoją latarni strażnice.
Wtem żółtą łuną od wschodu błysnęło,
Złota poświatą niebo wzdłuż przecięło
Linii, co Ziemia krągłością zaznacza,
Gdy wokół Słońca z gracją się obraca,
Że nawet w ciszy nie wyczujesz ruchu
Jakobyś leżał w miękkim, lekkim puchu…
Jedynie zegar złośliwie odsłania
Orbitę czasu i tor przemijania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz