Szeleści wiatr kartkami kalendarza.
Słychać w przestrzeni ów szelest papieru.
Pachnie atrament jakby z kałamarza
Dat naniesionych nań w stałym szeregu.
Pod proporczykiem dnia aktualnego
Toczą się sprawy taborem w nieznane,
Obozowiskiem wytchnienia krótkiego
W drodze do celu w postój zamieniane,
Więc przy ognisku rodzinnego ciepła,
Przy dźwiękach wspomnień i szczerej rozmowy
Doba, zachodząc, przyjemnie już przeszła
I wschodem słońca zaczęła dzień nowy.
Na niebie zatem czubki drzew wskazówką
Świat przesunęły w pierścieniu orbity.
Wczoraj się zdaje jedynie pocztówką
Czasu, co różnie został już spożyty.
Słychać w oddali kartkę z kalendarza
Wyrwaną świtem, wirującą w dali,
Której utrata pustką nie przeraża,
A o poranku świeżość życia chwali.
Zobowiązania znów ruszają w drogę.
Kołem zegarów kołyszą się wozy.
A z każdym metrem czas się o połowę
Skraca, ujmuje, lecz nigdy nie mnoży.
W zachodach słońca tylko przypomina
O końcu, który nadejść kiedyś musi.
Trudno odgadnąć, czy kto dziś zaczyna,
Jutro ponownie w podróż swą wyruszy…
Podczas postoju może już wygaśnie
I na tym miejscu przy stygnącym ogniu
Na wieki wieków pod drzewami zaśnie,
Zapominając o nocy i o dniu?
Dopijam kawę i rozważam o tym
Nim batem świsnę nad koniem w zaprzęgu.
Patrzę na ptaki rozsypane lotem,
Które są również częścią tego pędu...
I dedukuję… zrozumieć próbuję,
Lecz w rozważaniach nostalgię dostrzegam.
Przyczyny bowiem nadal nie pojmuję,
Że wbrew swej woli śmierci się spodziewam,
Że włóczęgostwo swe przyziemne kocham,
Chociaż mnie rani, rzadko uszczęśliwia.
Czemu więc, skoro natura ów płocha,
Z nurtem mi czasu każe iść zdradliwa,
Zamiast mnie zagrzać do pod prąd wędrówki
W stronę młodości dzisiaj utraconej,
By dzień przenigdy nie stał się za krótki
Dla mnie – kobiety wciąż życia spragnionej?!
Nie odnajdując jednak odpowiedzi
Na zagadkowe, istotne pytania,
Jestem i widzę: zachód słońca siedzi,
I do postoju w drodze znów mnie skłania…
Kolejna kartka szelestem niesiona
Świstem gałęzi wpada do ogniska.
Kolejna doba w płomieniach spalona
Wschodu, co różu bladym światłem błyska…
Zatem znów w drodze wozy się kołyszą
Ciągle przed siebie szlakami wiedzione
I przedrzeźniane turkoczącą ciszą,
I wiatrem w liściach, szepczącym: „Skończone...”
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz