Wyfrunęły z ukrycia w niebo czarownice
I trzepoczą piórami czarnymi spódnice.
Kraczą grozą przeszyte na wskroś ostrzeżenia.
Stadem lecąc, stwarzają złudę zaciemnienia;
I tak kirem błękity w locie przewieszając,
Suną długim konduktem, żałobnie śpiewając,
Aż się dreszcze w człowieku budzą niepokoju,
Zakwaszając słodycze dobrego nastroju.
Nagle za mną huk fali jak w skały uderzył.
Grzmotem zasięg złowieszczych odgłosów rozszerzył.
Choć przede mną spokojność tego nie zdradzała,
Za mną ziemia od fali ów wzburzonej drżała.
Pewna byłam, że morze na brzeg wystąpiło
Wypychane z dna w górę demoniczną siłą
I się do mnie wód ścianą zbliżało żarłoczne,
Więc spojrzałam za siebie w otchłanie okropne
I poczułam jak szpadlem w głowę uderzenie -
Wiatru, co mnie zaskoczył, wrogie nasilenie,
Aż się drzewa ugięły za grzywy szarpane,
Do oddania mu hołdu terrorem zmuszane…
I zawyło, świsnęło, gwizdem przeleciało!
Lamentacją jak powódź przestrzeń wnet zalało.
Wiatr mnie chwycił za włosy i ciągnie w niewolę,
Lecz się jemu wyrwałam, ocknąwszy się w porę
I patrzyłam jak pędzi tumanem podmuchów,
Wprowadzając świat cały gwałtem w pętlę ruchu,
I znów wycie, i skowyt niczym wilków sfora,
I wypełza spod Ziemi mroku gęsta zmora…
Wtem lunęło, smagając z wszech stron strumieniami,
Uderzając kroplami, niczym kamieniami.
Wszystko tonie w ulewie ulegle, bezwiednie,
A wiatr niesie przez echo straszne przepowiednie.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz