Czy wiesz jak to bywa na otwartym morzu,
Które się rozciąga taflą oceanów?!
Człowiek gdzieś tam w sobie staje na rozdrożu
Bez konkretnych celów i bez żadnych planów
Jakby wszystko stracił przez szkwał biały wzięte,
Więc patrzy z tym faktem prawie pogodzony
Na ramiona drogi na oścież rozpięte,
Na przekór biegnące w cztery świata strony,
I się nawet nie ma człek kogo doradzić,
Bo sterczy w ich splocie jak źdźbło wiatrem rwane,
A chciałby się wreszcie z losem swym rozprawić,
By poczuć, że pasmo cierpień pokonane,
Lecz sam musi wybrać kierunek wyprawy,
Więc błagalnym wzrokiem szuka w gwiazdach szlaku.
Może kompas nieba będzie dlań łaskawy
I ruszy przed siebie z nadzieją, bez strachu?
Dziwne to uczucie, kiedy masz świadomość,
Że gdy jesteś blisko czy całkiem daleko,
Nikogo nie cieszy, nie smuci wiadomość,
Aż ty w końcu wierzysz, iż to nic takiego,
I się obojętne staje ostatecznie
Wszystko, co się dzieje w twym codziennym życiu…
Byle jakoś dobić do brzegu bezpiecznie,
Przeczekać żywioły najgorsze w ukryciu.
Masz wrażenie bowiem, żeś jest całkiem zbędny,
Niekiedy, żeś przyszedł na świat niepotrzebnie…
Dokąd byś nie dotarł, jak również którędy,
Nikt cię nie przytuli, nie powie, że "świetnie!",
Że "dobrze cię widzieć" lub "jak ty się czujesz
Po sztormach na tratwie twojej samotności?",
Że "zostań, zjesz z nami, u nas przenocujesz"…
Nikt ci nie okaże choć cienia radości,
Siedząc więc na krześle, wpatrujesz się w okno,
Wsłuchujesz się w krople w parapet dudniące.
Myślisz, że gdy szyby w deszczu całe mokną,
Choć one zapłaczą po z tobą rozłące…
Przytłacza cię cisza wręcz nieskazitelna,
Pusta skrzynka na listy, drzwi bez pukania
Podłoga, co również zdaje się bezczelna,
Pozbawiona kroków wszak pojękiwania,
Telefon, co w dłoni twej ostygł już dawno,
Głuchoniema przestrzeń, tobą nieprzejęta…
Takiej pustki myśli wszak zgorzkniałe łakną -
Wtedy wiesz, że nikt cię nawet nie pamięta…
Taki człowiek zatem nie może znieść siebie.
Umiera w nim respekt do własnej osoby.
Brakiem zaś akceptacji żywcem się grzebie,
Szuka w ów ucieczce przed sobą osłody
I tak… wegetuje w katakumbie życia,
Na desce godności płynąc z nurtem czasu.
Wokół słona woda niezdatna do picia
I w promieniu mili ni echa hałasu.
Samotność czarno – białą jest fotografią
Najsmutniejszej strony istnienia człowieka.
Dopóki się bliscy w podróży nie trafią,
Dopóty mu szczęście przez palce przecieka.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Cudny, mądry, prawdziwy, niech skłania do refleksji i rozejrzenia się dookoła, niech budzi empatię. Ilu takich samotnych ludzi żyje obok nas...
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. Oby tak było. Bez empatii człowiek nie przypomina nawet zwierzęcia.
Usuń