Zapachniało mi… śniegiem, który się przetapia
Na kropelki z kryształków, i w ziemię wsiąkając,
Woń płodności spod ziemi kiełkami wyławia,
Na łodyżkach kielichem białym zastygając,
Który w drobnym bukiecie płatki wstydem kuli,
Bowiem nie ma śmiałości spojrzeć jeszcze w niebo.
Drży na wietrze dość zimnym w liściastej koszuli
I nie skarży się, krzycząc do Stwórcy: „Dlaczego?!”.
Garścią pereł lśni strojnie w trawie rdzawo – burej,
Główką niczym mlecznego owsa nęcąc zmysły,
Jest iskierką nadziei w przestrzeni ponurej
I oznaką, że wiosny pierwsze ślady przyszły,
A niesione w przypływach złocistego słońca
Płyną jakby ławicą filipińskich babek.
Cekinami ich łusek skrzy tafla błyszcząca
Jak niteczką jedwabiu obrębiony skrawek,
Więc się budzi w człowieku przesadna ostrożność,
By nie spłoszyć przemiany w nową porę roku.
Spływa z kwiatów zimowa, srebrzysta wilgotność,
Odsłaniając zieleni połacie po trochu,
A człek czeka i śledzi ów cudu zjawisko,
Odczuwając jakoby miłosne motyle.
Ot, zakochał się w wiośnie, która jest już blisko,
Bo mająca do przejścia ledwo tylko milę.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz