Zapukała kiedyś starość
W me obejście niespodzianie.
Na wskroś mnie przeszyła żałość,
Była bowiem w kiepskim stanie.
Zaprosiłam ją do stołu,
By spoczęła po podróży.
Dałam talerz jej rosołu
I herbatę z dzikiej róży.
Ona na mnie zaś spojrzała
Oczętami cierpiącymi.
Ciepłej wody z solą chciała,
By stopami strudzonymi
Poczuć chwilę odprężenia
I pobudzić krew zastygłą
Do żwawszego jej krążenia,
Więc podałam również mydło.
Zdjęła starość buty z trudem
Drogą mocno podniszczone,
Zdjęła też skarpety grube
Owczą wełną wykończone,
Zanurzyła w wodzie stopy,
Czując ulgę upragnioną,
Wygładziła siwe włosy
Dłonią gęsto pomarszczoną
„Ty mnie też na pewno nie chcesz” -
Wyszeptała łzawym głosem. -
Pójdę zanim zabrzmią świerszcze” -
I siorbnęła smutno nosem. -
„Chodzę, tułam się po świecie
Odrzucona, niepotrzebna.
Czasem szczerze to poecie
Wyznam jaka jestem biedna.
Trochę sobie i popłaczę,
Gdy mnie wzruszy ma niedola.
Ciągnę życie swe tułacze.
Oj, niełatwa moja rola…
A, na zdrowiu podupadłam.
Siły nie mam już jak dawniej.
W żadne serce się nie wkradłam.
Oj, się ciągnie czas mój strasznie…”
Posmutniała i zamilkła,
Głowę ciężką opuszczając.
Gdy minęła krótka chwilka,
Jadła rosół, w głos mlaskając.
Na kubeczku zaś herbaty
Dłonie splotła paluszkami.
Nos jej duży, piegowaty
Pieścił zmysły oparami,
Więc przymknęła oczy blade,
W ów pozycji zastygając.
Usta zaś w uśmiechu rade
Piły ciecz, się zanurzając
W dzikiej róży słodkie soki…
Potem nagle się ocknęła.
Rozejrzała się na boki.
„Skąd ja żem się tutaj wzięła?!”
„Może pani u mnie zostać” -
Powiedziałam patrząc w lustro. -
„Trudno nam się będzie rozstać.
Choć nie wróżę że nam tłusto,
Ale skromnie i niezdarnie,
Lecz cóż… tak to przecież bywa.
Wszak nie może to bezkarnie
Ciągnąć młodość się szczęśliwa.
Tak to, widać, zapisano,
Iż na stare człowiek lata
Ciałem jak w stodole siano,
Duszą się z dzieciństwem brata.” -
I westchnęłam kończąc mowę,
O blat stołu się wspierając
I na ręku siwą głowę
Z bólem w stawach swą dźwigając.
I tak starość swą przyjęłam.
W każdym dniu się z nią oswajam.
Wiekiem swym się nie przejęłam,
Którym starość mą doganiam.
Nie mam bowiem na czas wpływu,
Nie zatrzymam go, nie cofnę.
Jestem pełna zaś podziwu,
Że przy gościu mym odpocznę.
Proszę tylko ją stanowczo,
By przyjęta w moje progi
Nie obeszła się zbyt ostro
Z kimś, kto zgarnął ją że z drogi,
I by o mnie pamiętała
Jak o własnej bratniej duszy,
Aby o mnie z troską dbała.
Niech niesprawność mnie nie ruszy!
Mając takie ustalenia,
Dzielę metraż mój z starością.
Fakt ten jest do pogodzenia,
Gdy się w duchu jest młodością.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz