Wpadł, zrzucając płaszcz stargany.
Znów przez kogoś był szarpany.
Znowu wdał się w jakąś bójkę.
Wbiegł z impetem, z hukiem w furtkę,
Aż zadrżało ogrodzenie.
Miota, kręci się szaleniec.
Rwie guziki i koszulę.
Wyje, jęczy w głosie z bólem.
Idzie w stronę drzwi zachwiany.
Chyba znowu jest pijany?…
O pnie wspiera się drzew w sadzie,
Aż je siłą na grunt kładzie.
Za czupryny szarpie krzewy
Tak w amoku, bez potrzeby.
Płaczą jodły – żałobnice,
Gdy je ciągnie za spódnice,
Lamentują gałęziami,
Bo żongluje konarami
Jakby wyrwać je próbował,
Jakby się awanturował.
Świszcze, gwiżdże krzyk: „Pomocy!”
Czy to za dnia, czy też w nocy.
Okiennice drżą zlęknione
I kominy przerażone
Głosem pełnej strachu studni,
W której dźwięk lawiną dudni,
Skowyt wznoszą w echa tony,
A wiatr wciąż wieje wzburzony
I jak łobuz na ulicy
Świat tresuje oraz ćwiczy,
I niczemu nie daruje,
Porywami tylko szczuje,
Zastraszając wszystko wkoło,
Marszcząc gniewem mroczne czoło.
Dosyć hulaszczego życia!
Dość wybryków! Koniec picia!
Jak nie umiesz się zachować,
Będziesz musiał się pilnować!
Przed snem napij się melisy
Z kubka albo z miski, misy,
Byle przeszło ci szaleństwo,
Co jest dla nas jak przekleństwo.
Mało mamy utrapienia?!
Nam potrzeba pocieszenia.
Zapraszamy do nas w gości,
Lecz w nastroju uprzejmości.
Jeśli tego nie potrafisz,
Nie przylatuj, a list napisz.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz