Mam poranioną duszę, mój Panie.
Sieć blizn zaciska się dosyć ciasno
I nie zasłoni tego ubranie…
No może światła, kiedy już zgasną.
Każda się rana wrasta głęboko,
W najczulsze miejsca wpuszcza korzenie.
Unieś mnie, Panie, nad to wysoko.
Niech się doświadczeń rozstąpią cienie,
Bym przejść zdołała na drugą stronę,
Za sobą ludzi tych zostawiając,
Których są serca pychą skażone,
Którzy mnie ranią, mściwość spuszczając
Jak psa z łańcuch, co kły swe szczerzy,
Próbując wtopić się jadem w ciało…
Wytresowany posłusznie leży,
Choć widać, że krwi ciągle mu mało.
Jestem, mój Panie, niczym ptak w pędach
Róż dzikich, co się srożą kolcami,
Przy których kot się zawzięcie pęta,
By z krzewu wyjąć go pazurami.
Trudno dziś, Boże, się zadomowić.
Pieniądz doszczętnie zniszczył relacje.
Nie trzeba długo nad tym się głowić,
Że kto bogaty zawsze ma rację,
A nie kto mądry jak kiedyś było.
Autorytetów świat nie posiada.
Słabszych zaszczuwa się w życiu siłą…
Takiemu ostem wiatr oczy smaga.
Skromnych i prostych się segreguje
Jakoby bydło w zagrody gnane.
Elita rzuca „-urwy_ i „-uje”,
Co innym klasom jest wytykane
Jako prostactwo, brak wychowania,
Obraz najczystszej wręcz patologii.
Coraz bezwstydniej dziś się odsłania
Zezwierzęcona twarz demagogii.
To wszystko widzę, Panie mój… Boże…
I tonę w szambie ludzkiej zgnilizny,
Która się wżera i niczym noże
Otwiera świeżo zrośnięte blizny.
Wtedy mnie dusi odór powietrza
Zagęszczonego trupim zepsuciem.
Staram się, Panie, być nieco lepsza.
Jak długo jednak znieść muszę plucie,
Co po mnie spływa śluzem ust wściekłych,
Nienawidzących mojej inności?!
Dziś człowieczeństwo myśli zakrzepłych
Nie zna szacunku, przyzwoitości…
A tylko karmi egoizm chłonny
Osobą, która dziś jest przedmiotem,
I do wszystkiego zdaje się skłonny,
Bo bez refleksji: co będzie potem?
Tak oto toczy się, mój Ty Panie,
Życie na Ziemi pod Twoim okiem.
Z ludźmi masz tylko, Boże, skaranie,
Przyszłość zachodzi wszak przykrym mrokiem...
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz