Pod zapałkami przydrożnych latarni,
Które się jeszcze tlą niewyłączone,
Ziemia się ciągnie obszarami mszarni
A nad nią niebo posępnie barwione
Jakby od śniegu puchnącym balonem
Podtrzymywane dłońmi bezlistnymi
Tworzyło ciężką, przyjemną zasłonę
Nocy, co błądzi oczami smutnymi
I z szczerym żalem żegna świat zbudzony,
Choć widać, że jej trudno zejść ze sceny.
Dzień zaś się skrada, lecz jakby znudzony
I mimo wszystko posępny, i senny.
Mokre chodniki ciągną się wstążkami
W nieznane miejsca i wciąż nieodkryte.
Idąc więc nimi, zostaje za nami,
Co bezpowrotnie stracone, przeżyte.
Trzeba powieki przetrzeć i otworzyć
Na perspektywę tego, co niepewne.
Można by było podejrzenia mnożyć,
Lecz to do szczęście nie jest nam potrzebne.
Trzeba brać wszystko, co nam los podaje,
Chociaż niezgodne to jest z zamówieniem…
Pomyślmy o tych, co nie mają wcale,
Chętnie przyjęliby to nasze mienie,
Nie narzekając oraz się nie skarżąc,
A wdzięczność czując za czas otrzymany,
Za to, że dzisiaj już nie muszą marznąć…
Za kąt, nadzieję, chleb wyczekiwany.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz