Płyną niemym strumieniem złociste potoki.
Linie ich brzegów ciemność powoli rozrzedza.
Nurt zaś od latarń spływa wrośniętych wzdłuż drogi,
Więc wyznaczonym szlakiem pokornie przebiega
I rozświetla ulice puste, i spokojne,
Niespłoszone podeszew dokuczliwym tarciem.
Myśli moje w nich krążą jakoby bezdomne,
Szukając odpowiedzi we wszystkim uparcie…
Spoglądają pod ławki i krzewy kartkują,
Rozdzielają gałęzie niczym włos na czworo,
Z traw najmniejsze westchnienie szumu wyczesują,
Szelest drzew za podpowiedź bardzo ważną biorą.
Każdy dźwięk, choćby nawet niewiele słyszalny,
Wyławiany jest przez nie z czułą wrażliwością.
Taki zmysł z natury jest darem nietykalnym,
Bo wrodzoną człowieka świadomą zdolnością,
Która doń przywiązana jest jak ptak do gniazda -
Zawsze wraca, lecz kiedy zapragnie, wyfruwa.
Ta zasada bliskości nierzadko się sprawdza.
Często zatem powstaje w głowie myśli burza,
A w niej człowiek jak w deszczu tez, wniosków i stwierdzeń.
Chłonie każdy ton słowa i sensu podszepty.
Treść dociekań, zagadnień, sprzeczności, potwierdzeń
Czynią z niego mimikę i stany, i gesty…
Kawa dawno wystygła, opary osiadły
Na kubeczku glinianej i zimnej skorupy,
I strumienie zniknęły, w jasności wybladły,
I ulice spłoszyły obcasów przytupy…
Przegapiłam wschód słońca w myślach zatopiona.
Spostrzegawczość i czujność niczym ptak się wzbiły.
Byłam przez nie jak gniazdo ciałem porzucona.
Mego ducha zadumą w rozkosz wprowadziły,
Więc nie czuję goryczy czy rozczarowania,
Ale lekkość i pokój wewnętrznej harmonii.
Już wskazówka kolejną godzinę przegania
I znów świeża osiada myśl na mojej skroni...
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz