Pachnie ziemia płodnością jak piece w cukierni
Pełna babek piaskowych jakoby kraterów.
Z gniło-burej przeradza się w odcienie czerni.
Pachnie książką, bo drukiem pożółkłych papierów.
Chłonę zatem aromat w wilgotnej przestrzeni
Niczym twarzą w okładkach lektur zakurzonych,
A pode mną się ziemia stokrotkami ścieli -
Główkami białych płatków wstydliwie skulonych.
Gdzieś… w gałązkach bezlistnych rudzik się przebudził
I kilkoma gwizdami wysokich tonacji
Wzbił się nutą nad niebo, dźwięków nie ostudził
I rozśpiewał się burzą muzycznych wariacji.
Plusk powietrza się wkrada w odgłos rozczesania,
Które wiatrem całuje łuski drobnych pąków.
Spod mych stóp krok zaś krokiem kosów rój przegania,
Zbierających materiał na budowę domków.
Róż łodygi też zdają się znacznie jędrniejsze.
Skóra bowiem od soków zielenią zachodzi,
A rabaty zsypują kwiaty odważniejsze,
Których liść niczym skrzydłem spod gruntu wychodzi.
Wtem się obłok przeciera, w ciemności dryfując,
I drobinką mżaweczki na usta me kapie,
W moich rzęsach kropelkę na krople ćwiartując…
Nagle znika… Na chodnik wszak deszczem nie chlapie.
W krzewach już się forsycje złotem obsypują.
Krukowatych zaś lament zniknął… bezpowrotnie?
Słyszę jak krwiobiegiem zjawiska pulsują
I jak wiosna się zbliża powoli, radośnie.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz