Tylko latarnie swą bezsennością
Snuły się śladem złotego światła,
Zawodząc niemo bladą jasnością,
Która się w ciemność bezczelnie wkradła,
A wokół cisza… totalna dziura...
Nic tylko głuche wręcz bezistnienie
Jakby się urwać wnet miała chmura,
Zwiastując świata ów zakończenie.
Strach zimną strugą spłynął po kręgach,
Płosząc z mej głowy myśli w lamencie,
Więc pofrunęły jako ćmy w wstęgach,
Lękliwym szeptem krzycząc: „Co będzie?!”,
Lecz nawet wiatr im nie odpowiedział.
Gałązki w martwym bezruchu stały.
W ukryciu pauzy ptaszyna siedział
I nawet trawy, stercząc, nie drżały.
Przedziwna otchłań bezgłosu wsysa
Zmysły i czujne, i podejrzliwe.
Sączy się zewsząd bezduszna cisza…
Wszystko się zdaje wręcz nieprawdziwe.
Wtem ponad niebem, bo poza okiem,
Ostrze krakania tnie niczym strzała -
Ot, przepowiedni straszy widokiem,
Aż okolica w lęku struchlała…
I nagle silnik jak pies w tle warczy,
I niczym piła w ciszy pień wżyna
Zęby, co trzeszczą śmiercią na tarczy,
Gdy się wycinka lasu zaczyna…
I znowu głucho… i znowu pusto…
Lunatykują tylko latarnie
Pod gęstej nocy drzemiącą chustą,
Zakrywającą wszystko starannie.
Spod nóg się tylko niesie szuranie
Jakby w popłochu chciało się ukryć
Przed tym, co zaraz złego się stanie
I przez co oka nie można zmrużyć.
Wracam do domu ciszą zdumiona.
Nigdy jej takiej wszak nie słyszałam
Jakby to była całkiem nie ona…
Jej mroczną stronę, zda się, poznałam.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz