Wtulam się w tors twój o świcie swą skronią.
Pulsuje we mnie serca twego bicie.
Twoje ramiona splotem mnie wciąż chronią.
Czas zaś szeleści jak kartką w zeszycie.
Jedna minuta… i dryfujemy
Na drżącym liściu po oceanach…
Druga minuta… ale nie wstajemy…
Nagle dziesiąta już błądzi w zegarach…
Oddech z mięciutką twój delikatnością
Leci w me włosy niczym płatek śniegu,
Bawiąc się nimi w nich z pieszczotliwością
Zmysłów w rozkoszy oraz bez pośpiechu.
Ciepło twej skóry niczym lód mnie topi.
Dotyk twych dłoni rzeźbi me krągłości.
Nikt, nic w tej chwili nam już nie przeszkodzi -
Jesteśmy w sacrum namiętnej miłości…
Szept się z ust twoich podrywa do lotu,
Kwiatem dmuchawca niczym w nieważkości
Przecina ogień cienką nitką chłodu,
Stając się bryzą rześkiej przyjemności.
Podszepty krążą wibracjami słuchu,
Stając się muszlą, gdzie morze podmywa
Złocistą plażę słonecznego puchu,
Po czym odpływem się od niej odrywa
I zsuwa dźwiękiem jako jedwab z ciała,
Odsłaniający powaby młodości,
Która w muśnięciach naszych warg została,
Zbierając dreszcze spijanej nagości.
Jesteśmy niczym zrośnięte pniem drzewa,
Więc nie rozplącze nas ni łom, ni siła.
Bowiem w nas jedność z każdym dniem dojrzewa
I potężniejsza jest niż dotąd była.
Niechaj nas szarpią zazdrosne żywioły,
Co nas próbują pozbawić scalenia.
Szepty, podszepty nasze jakby pszczoły
Zbiorą z nas nektar naszego istnienia
Jakim jesteśmy sobie przeznaczeni
Pod wpływem doznań pierwszego spojrzenia
I świadomości zgodą połączeni
Będziemy szeptem, podszeptem myślenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz