Kładę skroń, Ziemio, na twoje brzemienne łono,
Którego łożysko życie ze śmiercią brata:
Kiełki jutra energią niespożytą płoną…
Szczątki wczoraj zwój obłych pędraków oplata.
Grudki gruntu i wodą, i śluzem sklejone
Przesuwają się niczym zębatki łańcucha,
Ziarna piachu zaś krążą z ów trybów strącone -
Łoskot tarcia jak igieł wpada mi do ucha…
I się przez to wydajesz płodnością spulchniona.
Życie palce przez skórę twą wysuwa w niebo.
Śmierć larwami dermestes powoli trawiona
Innym zda się hołdować, bo wyższym potrzebom,
Więc wyciąga swe kłącza jakoby korzenie…
Jakby dłońmi mnie chciała uchwycić za rękę…
Chociaż zabrzmi to wszystko co najmniej szalenie:
Pod skorupą, płaszczami słyszałam jej serce!
Biło niczym milionem serc, którzy odeszli.
Wyczuwałam w nim troskę jak Bolesnej Matki.
Nagle wspomnień kolumną moi bliscy przeszli…
Posypały się z wiatru wieńców zgniłe kwiatki…
I wtem jęk usłyszałam jakoby cierpienia!,
Jak złowróżbną wyrocznię tego, co przed nami.
Zobaczyłam tłum szczęścia w miejscu wczoraj cienia
I w tym miejscu też jutro rażące pustkami:
Domy niczym grobowce katakumb rodzinnych,
Bezimienne mogiły relacji zabitych
I samotne ulice ławek niegościnnych,
I agonie umysłów kablami spowitych,
Polityków w żupanach ciągnących na smyczy
Ludzi, których od bruku oderwać nie można...
Zagrzebana zaś żywcem wolność jak lew ryczy!
Tolerancja więc bardziej winna być ostrożna.
Propaganda się szerzy podłymi kłamstwami,
Które w mediach jak mantra ciągle powtarzane,
Stają się przyjętymi ogólnie prawdami,
Wywołując myślenie oprogramowane.
Człowiek w końcu zazdrościć śmierci będzie przodkom,
Bo mu życie pod prądem zbrzydnie bezpowrotnie
I, spijając codzienność w smaku tłusto – gorzką,
Będzie marzył zmęczony, kiedy to odpocznie.
W twoim łonie zaś, Ziemio, umarli w głos krzyczą!,
Po swe dzieci i wnuki wyciągają ręce,
Że się uda ocalić swe pociechy, liczą,
Więc próbują je wyrwać ludzkiej poniewierce,
Lecz… zdeptane wartości jak beton w ich ustach
Niemo stygnie i struny głosowe rozrywa.
Przestrzeń teraz obecna wydaje się pusta.
Cisza pieśni żałobne przyszłości przygrywa
I obcasem przestrogi gniecie defilada
Tego, co dzisiaj słuszne i dla mas korzystne.
Transparenty łopoczą hasłem, co wypada,
A rządzący zaś dbają by ręce mieć czyste.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz