Ciągnięci taśmą jezdni, chodników
Gdzieś, za czymś, po coś w wiecznym pośpiechu
Z trwałym zmęczeniem i bez uśmiechu
Tworzymy falę głów – koralików,
Sunąc przed siebie w transie tresury
Wciąż na uwięzi cywilizacji.
Tłum przesiewają drżenia wibracji
Kroków pod nosem posępnej chmury,
Która z oparów myśli powstaje
Czymś przytłumionych i zastraszonych,
Na karkach ludzi lekko zgarbionych
Dźwiganych z trudem, kiedy ich łaje
Wyrzut sumienia o zatraceniu
Tego, co w życiu winno być ważne,
Oraz świadomość, iż to jest straszne -
Funkcjonowanie jakby w złudzeniu,
Lecz mimo tego… nadal topieni
Przez swą uległość jak na życzenie
Szarpiemy drogą nasze istnienie,
Które przez bierność wszak się nie zmieni
I nadal będzie tylko tresurą
W kojcu spraw wielu i obowiązków -
Bycia w pręgierzu ścisłych porządków,
Gdy poddawany jest duch torturom,
Więc… słychać jęki i zębów zgrzyty,
Które każdego rwą od środka,
Krzycząc, że kretyn oraz idiotka
Są jak badane przez naukę myszy!
A mimo tego… lud po staremu
Dźwiękiem budzików z domów przegnany
Oraz przez rygor z ego skubany
Wciąż jest posłuszny, lecz… komu?… czemu?!
I w pędzie za czymś gdzieś się zatraca,
Gubiąc po drodze młodość, marzenia,
I nim wyszepcze swe „Do widzenia”,
Gasnąc… wciąż nie wie, co się opłaca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz