Opustoszało… przestrzeni przybyło…
Pustka się w progu wygodnie rozsiadła...
A tak niedawno gwarnie, tłocznie było.
Niekiedy cisza w gości – rzadko – wpadła.
Czas roztarł twarze zegarów wskazówką,
Na proch rozkruszył ludzi, co tu byli.
Ślad ich pozostał jak cieni sznurówką
Buty związane, które pogubili.
Wiatr zaś zagłuszył tembr szepczących głosów
I z pięciolinii strącił nuty śmiechów,
I... hen!, gdzieś gnając torem ludzkich losów,
Świszcze i gwiżdże jakby bez pośpiechu,
I bez zwracania uwagi na przeszłość;
Zda się bezdusznym wobec wrażliwości
Jakby nieważnym było to, co przeszło,
Bo ze świecznika zdmuchnięte przyszłości.
Oczy wciąż widzą pamięci obrazy…
Tym boleśniejsze stają się wspomnienia…
Tęsknota leczy zranienia, urazy
Byle zastąpić „Żegnam” „Do widzenia”.
Rozmowy plotą się szumem gałązek
I akustyką wskrzeszane są kroki,
Które się ciągną liśćmi wstąg i wstążek,
Wzruszeniem budząc jesienne widoki.
Pod parasolem kwitnących jabłoni
Nadal przy stole zasiada rodzina,
Choć widać pustkę jakoby na dłoni,
Co się palcami za nimi rozpina
Jakby pragnęła dotknąć i zatrzymać
Wszystkich tych, których ciągle brak dokoła.
Rozpaczy często zda się drżąca imać
I owym gestem tych, co zmarli… woła!
Na próżno jednak niemy krzyk się niesie.
Echo wszak głuche nic nie podpowiada,
A w chowanego gania wciąż po lesie,
Kukułczym tonem w koronach przysiada,
Skłaniając żywych, by nadal szukali
Śladów po bliskich, które się ostały…
Jak my będziemy o nich pamiętali,
Tak nas pociechy będą wspominały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz