W głowy mojej łupinie myśli wciąż kołaczą,
Szepczą, skrobią stalówką na kartkach lub płaczą.
Zmienność każdej naturą przeraża, zachwyca,
Bowiem nieokiełznana bywa i dziewicza;
A pod wpływem ów szeptów serce drży wzruszone,
Zbiera, garnie do ramion teksty niezmierzone,
Które sypią się liter sznurem, co ucieka
W przestrzeń dźwiękiem jakoby rwąca w dziczy rzeka,
Więc się zdają połacie i przestrzeń rozprawiać,
I przez dobę okrągłą nie przestają gadać.
Niby robię coś, mając wokół siebie ciszę,
Lecz ja ciszy ów tonów w ogóle nie słyszę,
Gdyż rozmowy się mnożą głosek brzemiennością
I się w górę unoszą z gracją, i lekkością
Niczym motyl, gdy pęka poczwarki powłoka,
Który cieszy skrzydłami zmysł ucha i oka.
Siadam zatem jak w roju brzęczącym spółgłoską,
Bzykającym nad głową również samogłoską
I jak w transie fragmenty wrzawy zapisuję
Oraz w wersach, i w strofach sens debat notuję,
A gdy kończę przyjemny dla ducha ów etat,
Słyszę jak o mnie prawią, że jestem poeta.
Taki zaszczyt mnie wtedy słodyczą opływa,
Iż... nie mając nic prawie, jestem przeszczęśliwa.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz