poniedziałek, 27 lutego 2023

CZŁOWIECZEŃSTWO

Wyruszyło człowieczeństwo w świat za ludźmi.

Z utęsknieniem przemierzało różne szlaki

I wołało w pustą przestrzeń w głos: „Się zbudźmy!”,

Gdyż widziało, że czas nie jest już jednaki.


W samotności porzucone się nudziło,

Bo nie miało się odezwać wszak do kogo.

Kiedyś całkiem to inaczej przecież było.

Nigdy nie szło w pojedynkę życia drogą.


Zawsze bowiem ktoś zaczepił, ktoś zagadał.

Znajomości rosły przez to wręcz obfite.

W gości jeden do drugiego z marszu wpadał…

Spontaniczność dziś w relacjach to przeżytek.


Dawniej ławki i ławeczki oblepione

Niczym grzędy jak kurami w porze zmierzchu.

Na nich grupy ludzi szczerze rozbawione,

Gdyż niejeden miewał myśli godne grzeszku.


Kiedyś było że sąsiedztwo jak rodzina.

Znał każdego swat jakoby kieszeń własną;

I nieważne, czy na stole chleb, słonina

Czy się izbę ma przestrzenną, czy też ciasną,


Bowiem w progu gość jak Bóg był traktowany -

Dziś jak wirus, śmiercionośna wręcz zaraza,

Marmurowe, pozłacane ważne ściany,

W których echo się obcasów wszem odgraża.


Dawniej były otwierane drzwi na oścież

I przez okna uciekały w świat firanki,

Kawy ziarna rozbijane w pył przez moździerz

Wsypywano tuż przed wrzątkiem w proste szklanki.


Dzisiaj spusty i alarmy są na straży,

Przez posesję się mysz nawet nie przeciśnie,

Bez anonsu nikt się również nie odważy

Przyjść z wizytą, bo się przez drzwi nie prześliźnie,


A na blatach urządzenia wyższej klasy

W samotności filiżanki nie zapełnią,

Akustyka szepcze zaś odgłosem kasy,

Która tworzy dziś współczesne życia sedno.


Na chodniku kogoś biją, szarpią, plują.

Nikt, choć widzi, nie przychodzi mu z pomocą.

Wszyscy bowiem się na sobie koncentrują,

Obojętnie wobec nieszczęść więc przechodzą,


A jedynie człowieczeństwo się lituje,

Własną piersią bezbronnego chronić pragnie.

Gapiów grupa to wyśmiewa, krytykuje,

Co serc pokój zastraszaniem ulic kradnie.


Odepchnięte i skopane człowieczeństwo

Sunie zatem posuwistym naprzód krokiem.

Z żalem patrzy na ów obłęd i szaleństwo,

Które razi depresyjno – łzawym okiem.


Mija miasta i miasteczka oraz wioski.

Depcze ścieżką zniechęcone gdzieś w nieznane,

Przełykając odrzucenia smak dość gorzki,

Gdyż niemile w okolicy jest widziane,


I tak włóczy się zupełnie niepotrzebne,

Bo sprzedane za trzydzieści że srebrników.

Od zagrody do zagrody idzie biedne,

Przeganiane jako sfora komorników.


Może kiedyś człowieczeństwo cel odnajdzie,

Ciepłe miejsce w ludzkim sercu nieskostniałym

Zanim słońce beznadzieją całkiem zajdzie,

Aby resztki chociaż jego ocalały...

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



2 komentarze:

  1. Piękny i głeboki wiersz. Zmusza do refleksji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę. Na skłonieniu czytelnika do refleksji bardzo mi zależało, więc tym większą czuję radość, że się udało. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie.

      Usuń