Tkwię w bałaganie po luźnym weekendzie
I w przedświątecznych trwam także porządkach.
Chaos, rozgardiasz mam dosłownie wszędzie.
Świadomość tego nerwowo się krząta,
A duch najchętniej pozostałby w miejscu
Przy klawiaturze pod rozgrzanym palcem
I by bez reszty poświęcił się szczęściu,
Będąc salonów poezji bywalcem.
Przyziemność jednak wciąż mnie upomina,
Krzyczy, że trzeba odstawić pisanie,
Że obowiązkiem dzień się rozpoczyna,
A nie czas traci na się obijanie!
Jednak w ogóle mnie nie przekonuje
I nie zachęca do bycia gosposią.
Natchnienie bowiem tak mnie fascynuje,
Iż krążę wokół pióra liter osią,
Więc nic poza tym dla mnie się nie liczy,
Kiedy przez okno wpada wena twórcza.
Nie dam się ciągnąć szarości na smyczy,
Choć mi bałagan upiornie dokucza.
Najpierw napiszę kilkadziesiąt wersów,
Stalówką wszystko, co we mnie, wypuszczę,
Powiem, co leży mi (szczerze!) na sercu,
Niebo i Ziemię słowami poruszę,
Później... być może zajmę się sprzątaniem,
Ale gwarancji na to nie dam wcale.
Jutro ogarnę - nic się wszak nie stanie.
Nie chcę żyć w ładzie, lecz nijak, niedbale.
Co materialne!, bywa nieistotne
I nie ma wpływu wielkiego na nastrój.
Uczucia, które zdają się samotne,
Źle reagują na w tworzeniu zastój.
Dusza ma zatem większe przywileje
Niźli przedmioty wokół rozrzucone.
Gdy jest spełniona, radośnie się śmieje,
A gdy nie piszę, ma stany zranione.
Wybacz mi zatem, zwykła codzienności,
Że się odklejam od tła twoich zasad,
Że zaniedbuję wszelakie czynności.
To nie jest przecież życia mego dramat.
Miałabyś duszę moją na sumieniu,
Gdybym ją tobie całkiem poświęciła.
Ona rozkwita w natchnienia płomieniu.
W tobie by siebie bólem potępiła.
Nie mogę, uwierz, postąpić inaczej
Jak iść za weną, która mnie porywa.
Ciało me nawet ze wzruszenia płacze,
Kiedy w nim dusza goreje szczęśliwa.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz