Jestem jak zamarłe i bezlistne drzewa…
Myśli me koroną konarów, gałęzi,
Których to obfitość zaduma rozkrzewia.
Ich potęga splotów zachwyca, nie mierzi
Nawet jeśli czasem są nieprzyzwoite
Pod mrocznym woalem nieba posępnego,
Tajemnicą treści milcząco spowite...
Sterczą niczym dłonie człeka żebrzącego
Jakby chciały wyrwać się z głowy więzione,
By poczuć, co znaczy swoboda wyrazu.
A, że są mym ciałem jak pniem zniewolone,
Pną się niestrudzone na wzór drzew obrazu
I czubkami palców szczypią płaszcz błękitu
Prosząc o jałmużnę ratunku, wolności.
Nie chcą być jedynie zapiskiem zeszytów.
Świszczą odtrącone tonami żałości…
Bywają niekiedy momenty weselsze.
Wówczas i me myśli pączkują nadzieją
Jakby przeczuwały, że nadchodzi lepsze,
Więc liśćmi jak wiosną we mnie zielenieją.
I szumią, szeleszczą rozhuśtanym wiatrem,
Śpiewają ptaszyną w nich zadomowioną
Zachłanne na życie, zachwycone światem
I ów porą szczęścia wiecznie upragnioną.
Gwar zaś ich debaty się we mnie nasila
Rojem pszczół jak w kwiatach kwitnącego sadu,
Liśćmi niczym w locie skrzydłami motyla
Brzmią jakby kaskadą... kroplą wodospadu...
Będę kiedyś drzewem w lesie powalonym
Z korzeniami, które wyplunęła ziemia,
Z pniem powoli próchnem oraz mchem trawionym,
Z koroną, co nie ma nic do powiedzenia.
Pochłoną mnie paprocie i polne skrzypy
Drzewa, co strzeliście wokół będą tańczyć…
Będę jakbym była, lecz tylko na niby.
Jestem!, lecz to światu na wieczność nie starczy.
grafika pochodzi ze strony: taoeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz