Żółto – rdzawe mi słońce zagląda
Przez firanki jak przez pajęczynę
I uwagi smuteczkiem swym żąda,
Robiąc przy tym podkóweczki minę.
Nie potrafię oderwać zeń wzroku -
Tak mnie złotem miedzianym przyciąga.
Siedzę zatem jakoby w amoku,
Płonie we mnie przedziwna więc żądza,
Aby siebie na dobre poświęcić,
W tym momencie się całkiem zatracić
Jak w miłości, bo wręcz bez pamięci,
Za co przyjdzie mi słono zapłacić.
Brzóz listowie się mieni bursztynem
I fontanną opada na ziemię.
Chyba wpadnę niebawem w rutynę
Jeśli nic dziś nie zrobię, nie zmienię,
Lecz nie mogę się ruszyć, drgnąć nawet.
Dukatami mnie wiatr obsypuje.
Siedzę w ciszy i sączę znów kawę,
Zapisuję, co duch mi dyktuje,
Podziwiając w framudze pejzaże
Siwowłosej, choć pięknej jesieni.
Chyba kawę kolejną zaparzę
I zapiszę coś w cieniu promieni
Nim się ściemni, i zaśnie, zamilknie,
Odwrócone plecami w mą stronę.
Teraz jeszcze brokaci się pyłkiem
Jak cytrynem bogato strojone
I dlatego się trudno powstrzymać
Od tworzenia słów pięcioliniowych.
Przy pisaniu zastanie mnie zima
I zakłóci porządek mej głowy.
Mogłabym tak przesiedzieć nad piórem
W samotności na kłódkę zamknięta…
Gdy ktoś widzi szarości ponure,
Ja dostrzegam w nich oznaki piękna.
I tak wszystko mnie kusi, zachwyca,
Tak porywa swą magią baśniową.
Gasnę rankiem jak odcień księżyca
I znów wstaje, bo wabi mnie słowo.
W obłąkaniu z dnia na dzień się włóczę
I rozrzucam zapisków swych roje.
Do poprzedniej mnie chyba nie wrócę
I się wcale tym nie niepokoję,
Bo mi dobrze, wręcz szczerze szczęśliwie -
Jestem schlana, upita słowami.
Póki serce w mej piersi wciąż bije,
Będę śpiewać i krzyczeć rymami!
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz