wtorek, 29 listopada 2022

POŻEGNANIE LISTOPADA

Listopad pakuje zmurszałe walizki.

W pośpiechu doń wrzuca ogromnie wzburzony

Mgłę z kropel wilgoci, patyki i listki

Oraz z traw brunatnych mokre kalesony.


Zdaje się być trochę jakby… rozgniewany?

Kaprysi jak dziecko, dąsa się bez przerwy.

Snuje się po kątach jakby był zaspany,

Bowiem roztargniony, bez ikry i werwy.


Pytany, czy czegoś przed wyjściem skosztuje,

Nic nie odpowiada… coś szepcze pod nosem

I jedynie cicho jęczy, popłakuje

Kropel delikatnych sączącym się głosem.


Nic nie zagadując, herbatę zrobiłam

I listopadowi w kubeczku podałam.

Poznał, że imbiru i miodu wrzuciłam,

I że z cytrynowym sokiem to zmieszałam.


Usiadł więc pod oknem na ławce z naparem.

Siorbnął kilka razy, łkanie powstrzymując.

Zwrócił ku mnie swoje oczy ciemno szare

I patrzył w źrenice, ciszę celebrując.


Mówiłam, że lubię jego towarzystwo

I że mi mentalność jego nie przeszkadza,

Bo kocham dosłownie w nim po prostu wszystko,

A on… westchnieniami niczym liść opada


I błądzi spojrzeniem smutnym po trawnikach,

Głowę siwych włosów w ramionach chowając.

Widzę… rzęsy jego błyszczą w koralikach,

Które, lecąc w ziemię, plamy zaznaczają.


Żal mi się zrobiło listopada szczerze.

Podeszłam do niego i go przytuliłam,

Później zapewniłam, iż naprawdę wierzę,

Że za rok znów będę chętnie go gościła.


Wstał i, nic nie mówiąc, objął mnie ramieniem

I skroń ucałował w geście pożegnania,

Potem wtopił w niebo łzawiące spojrzenie

I ruszył wolniutko w kierunku rozstania…


Stoję wciąż przy furtce i go odprowadzam.

Widzę jak maleje w tle kolei rzeczy.

Staram się być silna, ale smutek zdradzam,

Któremu już uśmiech mych ust nie zaprzeczy.


Szepczę: „Do widzenia”, ale… czy na pewno?

Nie wiem, czy gdy wróci znów mnie tu zastanie.

Minuty, godziny bezpowrotnie biegną…

Kto wie, co się ze mną dziś lub jutro stanie?

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz