bliskim osób chorych na depresję
Siedzisz za ścianą na spusty zamknięta
Jakoby więzień przygnębionej duszy.
Posępne myśli są zaś niczym pęta,
Dlatego ciało nie może się ruszyć,
Leżysz więc często jakbyś martwa była.
Oczy wpatrzone w sufit albo w okno
Mówią, że psyche twoja już przegniła...
Stąd moje oczy, topniejąc, łzą mokną.
Jakże ci pomóc wyrwać się z marazmu
I z obłąkania, które cię osacza?!
Jak ci zapodać kroplę entuzjazmu,
Byś znowu była, jako dawniej, nasza?!
Gdzie teraz błądzisz, kochana dziecino?
W ogóle na mnie już nie reagujesz.
Dni nieprzytomne jak gorączka miną.
Widzę jak na nich bezwiednie dryfujesz
I się oddalasz w stronę horyzontu
Pod baldachimy chmur brzemiennych gniewem.
Stoję w obliczu bezradna afrontu…
Z kim jednak walczę o ciebie? - to nie wiem.
Zrywam zasłony jak skórę na piersi,
Byś zobaczyła me bijące serce.
Odkąd chorujesz i mnie się nie szczęści.
Niczego więcej oprócz ciebie nie chcę!
Dłońmi twe ręce chłodne obejmuję
I pocieszeniem w źrenicę zaglądam,
Lecz w tobie życia światła nie znajduję,
Więc po pokoju wszędzie się rozglądam.
Gdzie mogę znaleźć bodziec dla nadziei?
Gdzie się schowała radość i ochota?
Czy mrok się chociaż w blade światło zmieni?
Wszystko się we mnie szarpie oraz mota.
Spijasz mnie, kwiecie mego łona… spijasz…
Usycham jako drzewo od gałęzi.
Patrzę w niemocy jak smutna przemijasz.
Stan twej choroby i mnie nie oszczędzi.
Bóg wie jak cierpię pod twoją mogiłą,
W której się męczysz żywcem pochowana.
Pragnę cię wyrwać z twej apatii siłą,
Ale niemocą jestem w nią wciągana.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz