Czas przetarł czoło me dłonią,
Zaznaczył troski na skórze - ,
Myśli, co zmartwienia chłoną
Te małe oraz te duże.
Palcami ściągnął też skronie,
Tworząc nań plisy mimiki.
Oczy, co światło w nich płonie,
Nie wodzą za niczym, nikim,
Bo przysłonięte powieką
Z trudem na zewnątrz zerkają.
Ów powiek obwisłe wieko
Fałdki z wszech stron obszywają.
Poczułam kciuki przy ustach,
Rzeźbiące zeń marionetkę…
Milkną więc wargi me w smutkach,
Bo grawitacja je łechce
I kącik dawnych uśmiechów
Do dołu linią wyciąga
Starannie, i bez pośpiechu
Do wrażliwości nieskłonna.
Z policzków powietrze schodzi -
Bruzda na bruździe się mnoży.
Ktoś inny na mnie się rodzi.
Starością mą młodość płoszy,
Więc żal podbródek gromadzi,
Pęczniejąc od zeń nadmiaru.
Z czym szyja sobie nie radzi
I marszczy się od ciężaru.
Trudno uwierzyć w odbicie,
Z którym się trzeba oswoić,
By godnie przejść własne życie -
Ta rana będzie się goić.
Ot chirurgiczne nacięcia
Dłutami czasu czynione -
Ślady cierpienia i szczęścia
Przez lata w sercu niesione,
A w nich ma nowa odsłona
Innego we mnie człowieka…
Ciało powoli me kona,
Gdyż dusza z niego wycieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz