Białe obłoki jak stalowe szyny
Rozpięte torów gęstą pięciolinią
Ciągną się szlakiem, w którym się gubimy,
Patrząc jak ptaki kluczem dokądś płyną.
Wtem kół turkotem, zdaje się nadjeżdża
Wiatr, co z pociągiem w pędzie się kojarzy.
Gwiżdże zapisem nut jednego wiersza…
Z świstem maszyny podróż się marzy…
Spod tarczy koła bucha nagle para
Strącone liście rozdmuchuje, sapiąc.
Człek blaszki złota uchwycić się stara,
Szelest jak kartki w dłonie obie łapiąc.
Powietrze pachnie przetapianym woskiem
Chryzantemami tapirowanymi.
Świat dzięki rosie skrzy się siwym włoskiem
Z pajęczyn nićmi lekko poprutymi.
Nagle się koła w biegu zatrzymały
Na stacji życia, co we mgle szarzeje.
Zda się, że dusze ciała opuszczały
W miejscu, to w którym nadzieja wciąż dnieje
Pod zadaszeniem purpurowej łuny
Bijącej żarem od zniczy na grobach.
Szlabanem spadną na ziemie pioruny
Gdy na peronie też stanę gotowa,
Aby jak ptaki ruszyć gdzieś przed siebie
W przedziale ludzi wreszcie znalezionych,
Mknąć po bezkresnym i jesiennym niebie.
Trasą, przez którą pociąg jest ciągniony
W kierunku Domu jak syn marnotrawny
Po roztrwonieniu skarbów człowieczeństwa
Na duszy bardziej ułomny lub sprawny
Z płonną nadzieją na laur zwycięstwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz