środa, 24 stycznia 2018

NADZIEJA

Posmutniało niebo, jakoby nad końcem.
Wiatr w gałęziach przycupnął i nogami macha.
Wypłowiałym się stało i zgorzkniałym słońce.
Granatowe obłoki wróżą koniec świata…

Tylko cisza bezczelna w trawie karty kładzie
I szeleści taliami drażniąc dźwiękiem echo,
A ten szelest się wplątał i rozszumiał w sadzie
Tonąc w liściach źrenicy, co śpi pod powieką

Tego świata spokoju, co skupieniem drzemie
I rozsiewa dokoła rozmarzenia ziarno.
Trzaskiem kropel błękitnych przerwane milczenie
Pachnie świeżym podmuchem, kiedy wokół parno.

Aż tu nagle błysk bata strzelił w błogą przestrzeń!,
Przeciął ostrzem jasności niebo poczerniałe
I się nagle zbudziły oddźwięki złowieszcze…
Stado koni rozbiło spokój dzikim cwałem

I kopyta w kawałkach stłuczonego lustra
Mnożą się w liczbie, dźwięku, odgłosach dudniących.
Drzewa jak gdyby wiatrem rwana lniana chusta
Odsłaniają dłonie o litość żebrzących…

I wnet piersi obłoków napęczniałe gniewem
Wypuściły z otchłani głos złości – głos krzyku!...
Wiatr zawodzi w głębinie przeraźliwym śpiewem
Uwikłany w sieć deszczu z wodnych koralików,

Na kolanach pokutnie przesuwa się z gniewem
Hałasując łańcuchem krępującym ramiona
Widać, że jego serce tkwi w wielkiej potrzebie,
Bo w rozpaczy okrutnej gaśnie, kona.

A świat wokół się kuli w przestrachu, w litości
Uniżenie padając do stóp pokutnika,
Deszcz świat chłoszcze rózgami wielkiej zawziętości
I ostrzami strumieni przestrzeń smutną przenika,

Aż tu nagle!...

Spokojność w wir ten mroczny wpadła,
Promieniami nadziei zdobiąc nieba skronie,
Pod tęczowym woalem wygodnie się rozsiadła
Rozkładając w radości dziękczynienia dłonie. –

I tak w życiu też bywa, że po burzy słońce
Piękniejszymi światłami zdobi nam godziny
Rozbiegane nadziei motylami po łące…
Bywa, że uroku tego nie widzimy,

Że się smutkiem zasłania i oko i serce,
Strachem zalewa duszy wszelakie natchnienie,
A przecież jutro życie może być piękniejsze,
Jeśli w nas zdusimy żal, niemoc, zwątpienie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz