środa, 17 stycznia 2018

MALARZ

Wszedł do parku dziwny czas.
Wcześniej zaczarował las.
Usiadł sobie na ławce,
Strącał w przestrzeń dmuchawce.
Miał kapelusz słomiany,
Żakiet stary, zszarpany,
Spodnie krótkie z dziurami
I kalosze z plamami,
Szal pstrokaty na szyi
I guziki z motyli.
Siedział sobie pod drzewem,
Chyba mieszkał pod niebem.
To bezdomny wędrowiec.
Nosił z liści pokrowiec,
Którym ciało ogrzewa,
Gdy się zimna spodziewa.
A, po chwili myślenia,
Tak bez zastanowienia,
Drzewa zaczął malować,
Farbami dekorować.
Jarzębiny korale,
Rozczerwienił zuchwale,
Pajęczyny rozwiesił,
Krople deszczu zawiesił
Na sznureczkach gałęzi,
Co po których wiatr pędzi,
Mgłę rozłożył na trawie,
Na jeziorze i stawie,
Złotem sypnął, purpurą,
Dał rozgniewać się chmurom,
Do szarości świat skłonił,
Rdzawym pyłem zasłonił,
Słońce lekko wybielił,
Liście w trawie rozścielił,
Po czym stanął w zachwycie,
Podziwiając ukrycie
Obraz pięknej jesieni,
Co się tęczą promieni.
Tak to malarz natchniony,
Wyobraźnią niesiony
Zmienia świat krok po kroku,
Tworząc nam pory roku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz