poniedziałek, 22 stycznia 2018

JESIENNIE

Wiatr pędzlami konarów szarości rozciągnął,
Granatem senne niebo zasłonił jak smutkiem,
Grafit śpiącego słońca pod gałęzie ściągnął,
Topiąc pożółkłe trawy przygnębienia skutkiem.

Cisza wokół drzemiąca i leniwa sunie,
Szeleszcząc trenem liści w przestrzeni spłakanej…
Chciałaby coś zaśpiewać, lecz szeptać nie umie,
Więc wtula skroń w pień brzozy wiatrem kołysanej,
A parasol warkoczy co odbija szumy
Włosem kolorów tęczy otula ją błogą –
Zda się, że dłonie liści, jak szalone tłumy,
Klaszczą, w ciszy zachwycie zastygnąć nie mogąc.

I wtem bladość promieni wypłowiała wschodzi,
Zawieszając na drzewach tarczę pozłacaną.
Słońce wstaje i we mgle ociężale brodzi,
Zarzucając na echo chustę rozkrakaną.

Lament ptaków samotnych, co szczęścia szukają,
Przeszywa ostrzem zdrady ciszę utuloną
I czarną falą skrzydeł niebo zalewają
Żałobnicy za nocą światłem przepędzoną.
Trzepot piór dźwiękiem wiosła rozpruwa zadumę
I przesuwa odpływy czarno lśniących ptaków.
Świat się przeląkł, zachłysnął tym mrocznym poszumem
Doszukując się w nutach zła wróżebnych znaków…

A tu nagle w pozłocie jesiennego słońca
Serwetami korali przezroczystych płynie
Woda wrzosów po same horyzontu końca,
Bursztynami rosy zaklinając promienie.

Zapach mrozu co szczyptą orzeźwienia nęci
Budzi zmysły do pracy nad nową historią.
Ludzie suną przed siebie w zamyśle zaklęci
Dusze smyczkiem jesienni w melancholii strojąc…
Na nich kołnierze płaszczy pachną ziarnem kawy
I czekoladą w bułce o chrupiącej skórce.
Kroki ich porzucone na ździebełkach trawy
Kruche są niczym dłoń na niedomkniętej furtce.

Takie życie ulotne nas sensem otacza.
Kroplą deszczu rozbija się w mgnieniu sekundy.
Nasza młodość jak jesień z kluczami u pasa,
Zatrzaskuje port gardząc oznaką jałmużny.

Jakie piękne to wszystko, co się nie powtórzy,
Co fusami poranków nas kusi do życia
I świetlaną w marzeniach przyszłość chęciom wróży
Bezwstydnie, bo nie mając już nic do ukrycia.
Jakie piękne to wszystko, co jest bez powtórki,
Co przed nami i z nami minutą się staje.
Gromadzimy więc przeszłość w papiery, papiórki,
A czas płynie wbrew woli, płynąć nie przestaje.

Niech mi będzie jesiennie na wskazówkach czasu
Skoro taka już pora po mej drodze kroczy.
Pójdę sama na spacer w stronę głuszy, lasu,
Aby sobie z godnością umieć spojrzeć w oczy.

Jakie wszystko to piękne, co we mnie jest jedno,
Co zachwycać, zadziwiać nadal nie przestaje.
W bycie sobą tkwi sensu przenajświętsze sedno,
Więc ze swoją starością wszak się nie rozstaję
I tak razem bez przerwy od dnia narodzenia
Wciąż idziemy przez życie po wzniesieniach nieba.
Mam tę swoją ulotność – przelotność myślenia.
Jestem sobą i nad to nic mi nie potrzeba.


Jesień wokół… mądrością wszelkiego istnienia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz