środa, 17 stycznia 2018

ZACHÓD ŻYCIA

Parapety w gronach płatków słońca,
Co skapuje deszczu oszronieniem,
Szyby w oknie złotem falujące
Mienią, błyszczą wiosny nasyceniem
I tak wszystko zdaje się dojrzewać
Jakby nigdy w przekwicie nie było;

Gdybym mogła się choć tego nie bać,
Że co jest, to… mi się tylko śniło?!,
Że się wzbiło gdzieś w przestrzenie nieba,
Zatonęło gdzieś w pluskach obłoków…
Teraz tylko smutno szumią drzewa,
Echo niesie odgłos niemych kroków…

Dom już nie ten – puste ma źrenice
Niewidomym zdaje się żebrakiem
I skorupą straszą w nim donice,
Które kiedyś krwisto kwitły makiem…
Obnażony wstydzi się nagości,
Przykucnięty w chaszczach zaniedbania

Kiedyś pełen smutku i radości,
Pełen gniewu, jak i miłowania –
Dziś zgarbiony, zagubiony w czasie
Zakurzony w ludzkiej niepamięci
I skulony w świerkowym szałasie
Razi pustką, w której wiatr się kręci

I szuraniem kapci się odzywa,
Gdy się cisza domaga rozmowy…
Sokiem rosy pachnie w nim pokrzywa
I przyprawia sen o zawrót głowy.
Zapamiętam, tylko się przypatrzę
Tym piwoniom w lustrzanym odbiciu.

Czas w pamięci obrazu nie zatrze,
Choć mam domek w liściastym powiciu,
Gdzie się błękit w dachówkę rozpływa,
A obłoki dymem się wydają,
Gdzie się życia codzienność rozgrywa
I gdzie gwiazdy na sznurkach dyndają…

Zapamiętam, tyko się przypatrzę.
Wzrokiem jeszcze zamiotę chodniki.
Czas w pamięci obrazu nie zatrze.
Zapamiętam zroszone trawniki
I sztachety policzone w płocie,
Drzewa w sadzie powbijane w ziemię

Szklane okna zanurzone w złocie
I pachnące lnem parzone siemię.
Zawsze dla mnie będzie ukojeniem
Dom o smutnych, samotnych źrenicach,
W dniu dzisiejszym ochrzczony wspomnieniem…
Zawsze będzie dom mnie ten zachwycać.

W poplątaniu ścieżek będę wracać,
By na progu napić się herbaty,
By trawniki z liści pozamiatać,
Aby w jednym zamknąć wszystkie światy;
A gdy tylko w ciszy zabrzmią świerszcze,
Słodko – kwaśna niebo zwilży rosa…

Gołą stopą ogrody wypieszczę
Z pajęczyną w potarganych włosach
I przykleję księżyc w śpiące okno,
Aby skubnąć trochę bezsenności.
Deszcz za oknem… Kwiaty w deszczu mokną
Pochylone w akcie pokorności.

Zegar tylko mlaszcze i przedrzeźnia
Szept myślenia tupiący ostrogą.
Płomień świecy… – rażąca pochodnia.
To dlatego zmysły spać nie mogą.
Pomrukuje dusza kołysana
Do poduszki przytulając skronie

Z bezdomnością ciała oswajana
Wdzięcznie splata pod poduszką dłonie
I już tylko słychać drżące echo,
Co wibruje błogim ukojeniem.
Pod drzew starych i pożółkłych strzechą
Wszystko rodzi się i jest wspomnieniem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz