czwartek, 1 lutego 2018

ŚWITANIE


Obudził mnie czas stukaniem obcasów.
Biegał po mieszkaniu przy dźwiękach hałasu.
Krzątał się w pośpiechu jakby był spóźniony,
Czymś niedopełnionym okrutnie dręczony.

Podeszłam do okna, aby dzień przywitać,
Ale jeszcze na zewnątrz nie zaczęło świtać.
Księżyc po granacie leniwie dryfował
I w głębokim natchnieniu jak wieszcz spacerował.

Strumieniami jasności płonęły latarnie,
Skapując na chodniki światła kroplą marnie.
Sen się jeszcze w przestrzeni tanecznie unosił,
A wiatr o ciszę szeptem niemym, żebrząc, prosił.

Mogłam jeszcze przyłożyć do poduszki głowę,
Lecz miałam ochotę podzielić się słowem,
Więc zasiadłam z radością do kartki papieru…
Piękno świtu postrzega wśród nas tak niewielu.

I poczułam wdzięczności w sercu łaskotanie,
Bo zanim słońce z pieleszy odprężenia wstanie
Dostrzegłam dar nad darami życia codziennego –
Pokój i bezpieczeństwo istnienia ludzkiego,

Które tu na tym właśnie małym skrawku ziemi
Nie razi w oczy człowieka jak ostrza promieni
I zdaje się normalnym ludzkim bytowaniem… -
Biedni, co noc przespali bezsennym czuwaniem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz