piątek, 9 lutego 2018

ŚWIECA


Z każdą godziną mnie coraz mniej,
Z każdą minutą mnie ubywa.
Pomiędzy nocą… pomiędzy dniem…
Człowiek jak sen, który się urywa
I albo sobą cokolwiek opowie,
Albo zastygnie w połowie zdania
Zamknięty sensem w przemilczanym słowie,
W cieniu zwątpienia, pod deszczem pytania.

Życie się topi pod płomieniem czasu,
Codzienność kurczy i powoli zmniejsza.
Wspomnienia piórem, by nic nie przegapić,
Wszystko spisują w strumieniach wiersza…
I nigdy nie wiesz jaka łza cię zgasi
Lub jaki podmuch zdarzenia przegoni,
Co cię zuboży, albo i wzbogaci,
I jaką prawdę o tobie odsłoni…

Nogi związane warkoczami ścieżek,
Plecy zgarbione na nich wspartym słońcem…
Zegar wciąż liczy twe kroki pod niebem,
Próbując scalić twój początek z końcem.

Nie wiem, więc kiedy odejdę na zawsze…
Zanurzam w oczach twych twarz na pamiątkę,
Bo gdy czas w tobie moje rysy zatrze,
By w moim sercu nie umarło słońce.
Potem, gdy idziesz, wyglądam przez okno
I odprowadzam cię wzrokiem wierności.
Na ustach czuję każdą chwilę słodką
I pielęgnuję również smak przykrości,
Bo każdy moment mojego istnienia,
Każda sekunda i każde westchnienie
Stanowią portret mojego imienia
I pozwalają być tu, teraz, pod niebem.

Z myślą o tobie w moim sercu jestem
I modlitwami rozsiewam pragnienia,
By móc przy tobie obudzić się jeszcze,
By w twoich dłoniach znaleźć sens istnienia.
Każdy jest bowiem stworzony dla kogoś,
Każdemu przecież ktoś jest przeznaczony.
Każdy ma w sobie tę wrodzoną słabość
Wobec drugiego, by w chwilach odsłony
Poznać się w sobie i zrozumieć siebie,
I odkryć prawdę, po co dziś się żyje?...
Zgaszona świeca – z tym właśnie znaczeniem –
Dymu westchnieniem pręży dumnie szyję.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz