czwartek, 15 lutego 2018

PRZED WIOSNĄ


Rozczesałam snu włosy siwe i kruche
Na błękitnych skroniach, odsłaniając czoło.
W oczach widać było tę jesienną pluchę,
Chociaż padać w nocy na pewno przestało.

Krzewy palcami dłoni żebrzących o słońce
Milczą uparcie nagie, skostniałe, zmarznięte…
Tęsknię za dniem, w którym ptaków setki, tysiące
Czyniły owe dłonie swoim śpiewem święte.

Drzewa swą bezwstydnością w ramionach lubieżnych
Wiatru, które je pięści pocałunków siłą,
Zdają się niekiedy w gałęziach swoich gniewnych
Tęsknić za tym, co wiosną pięknie je stroiło.

Kałużami zaszklone trawniki wciąż toną,
Uginając się cicho pod ciężarem wody…
Kiedy znowu kwiatami złociście zapłoną,
Płynąc miodem nektaru dla życia osłody?

Tak mi trzeba nad ranem pootwierać okna,
By zaprosić dzień ptaków rozśpiewanym głosem,
Będę wtedy też w deszczu, lecz wzruszenia, mokła…
Czy aż tak wiele pragnę, czy o wiele proszę?

Piękna jesteś jesieni o zimowej porze,
Choć odsłaniasz świat cały w kościstej nagości,
Dzięki tobie wszak wszystko człowiek pojąć może
Doceniając kruchość nietrwałej codzienności,

Dzięki tobie nabiera szacunku do życia,
Banałami się cieszy, drobiazgi gromadzi
I poznaje, że mało potrzeba do szczęścia,
Kiedy radość łzy gorzkie słodyczą łagodzi.

Czekam więc cierpliwie na pąki listowia,
Na kwiat, co ożywi kiełkującą trawę,
Słońce, co się wzniesie niczym dumna głowa,
Ptaków rozśpiewanych przeszczęśliwą wrzawę…

Czekam, bowiem plucha odejść niegotowa.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz