wtorek, 27 lutego 2018

SAM NA SAM


Otworzyłam na oścież okna,
Rozłożyłam konwalie na stole.
Parapety w surfiniach i trawniki w stokrotkach,
Pajęczyny w srebrzystym kropel kole…
Wszystko pachnie deszczowo,
Soczystością zieleni,
Doprawianą cytryną mleczy.
Bzy zapachem słodyczy jak parasol nad głową
Zdobią dom mój powojem pierścieni.

Szczyptą kawy sypnęłam i wanilię rozgniotłam,
Ozdabiając talerze szarlotką
I pierogi z truskawek na półmisek wyjęłam…
Od słodyczy rozkosznie zmysły mokną.

Ogień trzeszczy pod kafli pancerzem, fajerką,
Chlebem pachnie i kuchnia i pokój,
A na ścianie lustro, które kiedyś pękło,
W szklanej tafli odbija ten spokój.

Nagle niebo ściemniało, słońce nagle zagasło.
Ciemną chmurą brwi ziemia ściągnęła.
W domu ciemno… za oknem i wesoło i jasno,
A samotność przy stole płaszcz zdjęła
I usiadła wygodnie w kapeluszu z zadumy,
Wzrokiem smętnym głaskając trawniki.
Głosem sennym westchnęła: „Może razem spoczniemy?”,
Rozpinając w mankietach guziki…

Tak się ciepło zrobiło wokół serca, na duszy.
Jakaś słodycz zwilżyła mi usta.
Każda myśl i westchnienie, co się ledwo poruszy
Wszelkim zmysłom wydaje się bliższa
I wspomnieniem zasiadła przeszłość dawno odległa,
Uderzając w talerzyk filiżanką,
A w kąciku natchnienie niczym zmora przebiegła,
Szarpie duszą jak w oknie firanką.

Zegar zamilkł i przepadł w milczącej melodii.
Czas już nie miał znaczenia żadnego.
Zobaczyłam źrenice niejednej historii
I poznałam ton głosu niejednego.
Świat się nagle rozbujał konikami na kołkach,
Karuzeli falował spódnicą.
Roztargnienie rozpięłam na kaczeńcach i fiołkach
I niejedną przebiegłam ulicą…

Wtem z gałęzi jabłoni jakiś ptaszek zastukał,
Wyrywając mnie z transu miłego…
W samotności samej siebie znowu poszukam.
Nie ma przecież zwierciadła lepszego.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz