piątek, 23 lutego 2018

ZADUMA


Przyłożę ciało do toni przejrzystej…
I zasnę, jak liść dryfujący bezwiednie.
Bielą skóry na tej tafli szklistej,
Będę się zdawać czymś płynącym niepotrzebnie.

Zanurzę oczy w niebie wplecionym w sieć drzew,
Niesiona na palcach tych drzew pod błękity.
Wsłucham się w delikatny wód szumiących śpiew.
Usłyszę kartkowane w przestworzach zeszyty.

Rozłożę ramiona jakbym wtulić chciała
Do serca to przezrocze niebieskiego lustra
I będę tak bez końca jak liść dryfowała,
Wtapiając pocałunek w wiatru słodkie usta.

Deszcz kroplami zrosi białą pierś i szyję,
Brzuch namaści źrenicą szklanego spojrzenia.
Nie wiem, czy już mnie nie ma, czy też jeszcze żyję?...
Mogłabym tak dryfować w dłoniach rozmarzenia

Bez opamiętania, bez chwili wytchnienia
Od świtu po zamglone przebudzenie słońca.
Kocham ten stan upojny myśli uniesienia,
W którym nie czuć zmysłami początku ni końca.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz