Sen poderwał się z mych powiek,
Rozpinając rzęs zaczepy,
We zwój włosów więc na głowie
Pochowałam swe sekrety,
Nie zdradzając marzeń, które
Nocą bardzo mnie upiły
I w poduszce szytej piórem
Niczym w porcie zagościły.
Wyszłam z domu z psem na spacer.
Księżyc jeszcze świecił w pełni.
Wiatr szeleścił jakby papier.
Kilka gwiazd iskrzyło w ciemni.
Wszem kapała wilgoć chłodna,
Orzeźwieniem szczypiąc ciało -
Taka pora jest wygodna,
By się siebie poznać chciało,
Więc z myślami na rozmowie
Szłam przed siebie w toni ciszy,
Słów słuchając, co po słowie
Ciągną się jak wstęga kliszy.
Wokół zimno przenikliwe
Mgłą wsiąkało w milimetry,
A ulice mi życzliwe
Usuwały się spod pięty,
Dzięki czemu się zbliżałam
Trasą koła do mieszkania.
Czas jesieni rozpoznałam,
Co w przestrzeni już się słania,
Pachnąc octem spod jabłoni,
Gruszką, która gnije w sadzie,
Liściem, co to stadem koni
Złoto i purpurę kładzie
Na trawnikach, i chodnikach,
Na powietrza nurcie rwącym.
Szum wraz z pluskiem wręcz przenika
Nastrój zmysł odprężający.
Usunięto stoły, krzesła,
Parasole ogrodowe.
Powojami spięte przęsła
Jakby ściany wiklinowe
Metry dzielą kwadratowe
Od podwórka do posesji...
Wrony, kruki hebanowe
Stroszą pióra w rdzawej sierści,
Co pokrywa grunt zbutwiały,
Gdzie źdźbła kleją się z listowiem,
Ziarnem kwiaty się zsypały
A pajęczyn nici płowe
Pozrywały się strzępami
Lśniące wodą jak kryształem
I wiszące falbanami
Rwą się w niebo jak ospałe.
Ot, minęła wiosna, lato…
Jesień w progi zawitała
I na przekór zyskom, stratom,
Okazawszy się zuchwała,
Pod kasztanem na ławeczce
Siedząc, zdaje się, czekała
W przezroczystej podomeczce,
Co się parą rozpruwała,
Na sędziwą panią zimę,
Której zapach się unosił.
Świat płaczliwą zrobił minę
Jakby wręcz o litość prosił.
Idę dalej w stronę domu,
Kończąc spacer z psem o świcie.
Ot, wygasa po kryjomu
I człowieka kruche życie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz