Gdybym mogła wybrać, to czym chciałabym zostać,
Aby hardej duszy chociaż trochę móc sprostać,
Karmiąc ją harmonią oraz błogim spokojem?...
Zostałabym w pnie drzewa życiodajnym słojem,
Który jakoby pierścień pachnącej żywicy
W opuszkach namiętności wiatrem drżący syczy
Niczym ogień, co w stali kroplami pojony
Wciąż jest deszczu i głodny oraz strug spragniony…
Albo wartkim strumieniem, albo cieniem w trawie,
Tonią chłodu dla zmysłów dryfującą we stawie…
Rosą, która w promieniach topnieje o świecie,
Obmywając rześkością pączkujące życie
Lub przestrzenią, co ciągnie się, ciągnie… bez końca
Od zachodów księżyca aż po wschody słońca…
Mgłą, co rzeką się zdaje płynącą w koronach
I rozsianą wzdłuż brzegu w soczystych szuwarach...
Gdybym nawet wybrała, by się z ciałem rozstać
I by duszy cierpieniem już więcej nie chłostać,
By uwolnić ją, puścić… Niech leci wysoko!,
By jej nawet nie zbiło najbystrzejsze oko
Niczym kręgle, co które spojrzeniem sokoła
Uderzone jak gierki sypią się dokoła,
Upadają na ziemię z niemałym chargotem…
Dusza spada z obłoków skrzydeł swych trzepotem
I zastyga na ziemi, przy czym o poranku
Białym piórem na skroni jak w perłowym wianku
Sunie w górę powoli, choć lekko … westchnieniem…
Czy to dusza w jedwabiu mgłą jest czy… złudzeniem?
Leć!, szalona i ciału w niczym niepokorna,
Do miłości i gniewu niebezpiecznie skłonna.
Leć!, i porwij szarpnięciem wiążące cię zmysły,
By marzenia przenigdy w szarości nie skisły.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz