Czymże, mój Panie, sobie zasłużyłam
Na to, że dzisiaj tak wiele zrobiłam,
Pod prąd zmierzając z wiatru pomyślnością,
Która mnie spiła, mój Boże, radością?!
Zda się, że dla mnie wstrzymałeś zegary
Oraz z orbity wypiąłeś Świat stary,
Aż pnie leszczyny drżały jak pośpiechem,
Sypiąc na boki dorodnym orzechem,
A ja się temu z boku przyglądałam,
Gdy pod dachówką listowia czekałam,
By głos Twój, Panie, móc wyłowić z ciszy,
W której najwięcej Słów Twych człowiek słyszy.
Zabrzmiały wówczas echem siane głoski,
Potwierdzające ust ludzkich pogłoski
O przemijaniu doczesnego życia,
Które to karą jest za nadużycia.
Patrzę więc w taflę wartkiego strumienia.
Widzę jak Ziemia jesiennie się zmienia
I w swojej twarzy widzę podobieństwo,
Gdyż się natury w nią wtapia szaleństwo.
Włosy się zdają siwą mgły peruką.
Kosmyki wiszą nad zmarszczkami krucho
Kładą się nićmi na zwiędłe policzki.
Oczy zaś bledną – matowe guziczki.
Dłonie są szorstkie jak liście lecące,
W dotyku kruche, skórą szeleszczące
I przebarwione wiosnami na grzbiecie…
Nie ma stałości na przyziemnym świecie.
Dawno się z nurtem życia pogodziłam.
Myśl, że umieram jak psa oswoiłam.
Teraz mi wiernie ów myśl towarzyszy,
Więc z nią rozmawiam w nienagannej ciszy
O śmierci, która czai się za progiem,
By na spotkanie wyrwać duszę z Bogiem…
Nawet o Tobie, mój Ojcze i Panie…
Wtedy się dłuży codzienne czekanie
Na koniec mojej przyziemnej wędrówki,
Choć ludziom zdaje się żywot za krótki,
Więc z zachłannością więcej oczekują,
A dzień, co dany, bezdusznie marnują.
W tym to przyczyna zepsucia i grzechu,
Że człowiek żyje, lecz zawsze w pośpiechu,
Nigdy nie myśląc, iż jest w umieraniu,
W powolnym duszy i ciała rozstaniu.
Nie chcę pustego więc, Panie, istnienia.
Niech się, co trzeba, kończy oraz zmienia.
Daj mi jedynie wypełnić talenty,
Bo człek spełniony gaśnie uśmiechnięty.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz