wtorek, 20 września 2022

LIŚĆ

Gdzież się zapodział uśmiech niestroskany,

Wolny od zmartwień, szczery, promienisty,

Od przyziemności mrocznej oderwany

I spontanicznie jak kryształ przejrzysty?


Czy się w poduszkę włosy pochowały,

Że bladą skórą świeci wielka głowa,

Która na sobie dźwiga ów świat cały

Do poświęcenia wcale niegotowa?


Kto… co zgasiło słońce w moich oczach

Płonących w rzęsach jak okno w piwoniach?

Widzę w źrenicach dziś jedynie rozpacz,

A brwi i rzęsy na zsiniałych dłoniach…


Odchodzę – widzę własne umieranie...

Lato jesieni mej nie poprzedziło.

U mnie na wiosnę pączkuje konanie…

Wszystko się w czasie dziwnie pokręciło.


No cóż… starości nikt nam nie obiecał,

Nikt nie rozdawał talonów na młodość.

To ludzki upór tej myśli przyświecał,

Że śmierć do młodych ma wstręt oraz wrogość,


Więc po sędziwych przychodzi bez słowa,

Zabiera duszę, a ciało porzuca…

Tymczasem… dzieci też wziąć jest gotowa

I z rodzicami o nie się wykłóca.


Tak ja… odchodzę bez śladu, bez wieści…

Kruszę się tylko włosami, naskórkiem…

Zegar wygrywa żałobny rytm pieśni.

Minuty lecą jak ciągnięte sznurkiem.


Zmienia się kolor mej twarzy… płowieje…

Uszy przy skroniach sterczą jak u dzbanka.

Wiem, że się jeszcze przecież nie starzeję…

Kurczą się z ciałem na kościach ubranka…


Nie wiem… nie umiem powiedzieć… smutnieję?!,

Bo jest mi obca codzienność człowieka.

Jak liść jesienny bezwiednie kruszeję,

Więc czas przez palce jak woda przecieka.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz