Księżyc jak gospodarz na zaoranym polu
Bruzdami się kołysze, doglądając ziemi,
Rzuca ziarno do wyciętego pługiem dołu...
Zatem sypie się z dłoni garściami odcieni
Blasku, który z białego w żółty się rozpływa,
Następnie na krawędziach piętrzącej się warstwy
Fioletem delikatnym w granat się rozmywa,
A w linii horyzontu gaśnie cieniem czarny.
Gdzieniegdzie blask jak ziarno zdał się zakiełkować -
Skorupę pulchnej masy wszak gwiazda przebija,
Więc trzeba będzie niebo wzrokiem pielęgnować,
By bezpańska ziemia przestała być niczyja.
Czy zasiewem księżyc wydaje się zmęczony?
Wolnym krokiem stóp, które w bruzdach gliny grzęzną
Sunie ciężko, ospale… jakby przygarbiony…
A okolice wokół wschodem słońca mierzną.
Znika urok tego, co niedopowiedziane,
Misterium ulatuje rozrzedzane świtem.
Tyle jeszcze przeze mnie w świecie niepoznane…
Tyle niezapisanym zostanie zeszytem…
Jutro, jeśli nastąpi i mi się przydarzy,
To samo zjawisko uchwyci już inaczej,
Stanie znów naprzeciwko mej zdumionej twarzy,
Pokazując mi kruchej… jak niewiele znaczę…
Bo czym jestem w obliczu nieodgadnionego,
Co ze wszech stron mnie sobą niesie i otacza,
Co prowadzi do stanu na wskroś mistycznego,
Co przenika i karmi, gnębi i osacza?!
Kiedyś przecież odejdę niczym ziarno w ziemi
Pochłonięte grudkami wiecznie głodnych gruntów.
Czy choć trochę się po mnie, dzięki mnie świat zmieni
Na lepszy wśród przyziemnie banalnych sprawunków?!
Nie wiem tego i pewnie już się nie przekonam.
Odejdę z tą niewiedzą jak z krzyżem na plecach.
Każdego dnia z minuty na minutę konam…
Nadzieja na pomyślność ciągle mi przyświeca,
Dlatego wciąż nie tracę pogodności ducha
I budzę się do życia pączkując radością -
Ja nędzna i mizerna, bezradna i krucha
Biorę wszystko, co dane, ze szczerą wdzięcznością.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz