Styczniową porą zakwitły leszczyny,
Forsycje złotem gałęzie zsypały.
Stokrotki niczym pióra ze pierzyny
Gdzieniegdzie łebki białe pokazały.
Czyżby się zima całkiem obraziła?!
Nić papilarna śladu jej zniknęła.
Mizernie w roku tym się pojawiła:
Zajrzała w okna, nazajutrz czmychnęła.
Ciepłe powietrze więc przestrzeń podgrzewa,
Skropione mgiełką wiosennej świeżości.
Bezlistne milczą budzące się drzewa
Ptasim szczebiotem w tonacji radości.
Rzucane garścią kawki i gawrony
Niczym się piłki o dach odbijają…
Słychać w ów stadzie i złowróżbne wrony,
Co, lecąc chmurą, smutki przyciągają.
Aż na te żale żałobnic w kondukcie
Niebo zaczęło ronić łzy rzęsiste,
Czasem więc w chodnik lub w parapet stuknie,
W szyby zaś wtapia strumienie przejrzyste.
Magnolii pędy deszczem obklejone
Już są gotowe wystrzelić kwiatami.
Wierzb młodych wici pąkami strojone
Też już niebawem zachwycą baziami.
Co, kiedy mróz się czai gdzieś podstępem
W niespodziewanym momencie się zjawi?
Czyżby zjawiska ów były przeklęte?
Czy się wyrocznia źle naturą bawi?
Patrzę z podziwem, ale i też z lekiem
Na to, co wokół mnie pięknem otacza,
Gdyż może zostać wszystko ostrzem ścięte
Zimna, co które ów życiu zagraża.
Styczniowa aura w wiosennej odsłonie
W kartach pogody niezanotowana
Na płodnym łonie trzyma wdzięczne dłonie
I nieświadoma… może być zdeptana
Zaprzęgiem koni o podkowach lodu
Co chrapy ciepłem oddechu parują
I się skraplają kryształkami chłodu,
Które świat szadzią na biało malują.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz