Próbowali ją wyrwać niemal z korzeniami,
Aby przenieść do domu spokojnej starości.
Nie liczyli się wcale z jej to potrzebami.
Traktowali jak skórą powleczone kości.
Ona jednak pragnęła zostać pośród wspomnień,
By w pokojach znajdować ludzi, co odeszli,
Patrzeć jak przez firanki przesiewa się promień
Padający na zdjęcia tych, co najważniejsi.
Każdy przedmiot miał bowiem niemałe znaczenie -
Przywoływał z przeszłości minione zdarzenia.
Budził w jej starym sercu dziecięce wzruszenie,
Kiedy ją dotykały dawnych lat widzenia.
Rytuałem codziennych, prostych przyzwyczajeń
Nie traciła do życia swego przywiązania.
Otoczenie nie miało przed nią zaś zatajeń -
Wszystko było przyczyną ciągłego kochania.
Dotykała więc rzeczy jak osób jej bliskich,
Powracając w relacje wiecznie w duszy żywe.
Tego by nie zmieściły dwie nędzne walizki,
W których chcieli ją wywieźć w miejsce nieżyczliwe.
Jakby mogła zatrzasnąć drzwi swojego życia
I porzucić tych wszystkich, których obok miała?!
To jak prawo utracić do tu teraz bycia,
Do czego dopuścić przenigdy by nie chciała.
Pragnęła bowiem odejść we własnym mieszkaniu,
Otoczona wszystkim, co że ją określało -
Tak jej było łatwiej rozważać o rozstaniu,
Które to z dnia na co dzień ku niej się zbliżało.
Chciała zasnąć na wieki w łóżku swej młodości
Otulona ciepłem jak żona i kochanka
Rozpieszczana do końca słodyczą miłości,
I z myślą odprężoną jak w koronie wianka…
Lub w fotelu przy oknie, gdzie lubiła siedzieć,
Godzinami pór roku wdzięki podziwiając,
Aby się wnet zapomnieć, o niczym nie wiedzieć,
Bezwiednie i ze zgodą w wieczność się wtapiając.
Byłaby spokojniejsza, zaopiekowana,
Bo we własnym królestwie, w asyście przeszłości,
Nie wśród obcych, choć wielu, lecz boleśnie sama
I ze smakiem rosnącej w goryczy przykrości.
Jedno tylko marzenie – nic nadzwyczajnego:
Być do końca w zaciszu własnej tożsamości.
Tyle aż mieć na starość, choć to nic wielkiego,
A będące warunkiem szczerej szczęśliwości.
Uszkodzone korzenie są tylko cierpieniem,
Bo część w miejscu zostaje, z którego są rwane.
W takim bólu nie cieszy już nawet istnienie,
Gdyż godziny tęsknotą są wykupywane
I choć ciało się zdaje być tam, gdzie powinno,
Dusza nadal jest w kącie sobie zostawiona
W ów mieszkaniu, gdzie pustka i potworne zimno
Na żal przez tę rozłąkę z ciałem narażona.
Czy należy więc ludziom sprawnym to odbierać,
Co jest dla nich jakoby bezcenne powietrze?
Kiedy starość – świadomość, że gasną, doskwiera,
Warto ich tam zostawić, gdzie żyć chce się jeszcze
I pozwolić im odejść w poczuciu godności
Wśród wszystkiego, co nimi jest, bo przecież było.
Pozostawmy im w dobie schyłku smak radości,
By się to, kim są teraz, w pełni dopełniło.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz