Nierzadko bywam całkiem nieobecna
Jakby mnie ciemność z wszech stron ogarniała,
Moja świadomość bywa wszak zdradziecka -
Często wygasa i wychodzi z ciała.
Wówczas się wszystko czernią zamazuje,
Stoję, palcami dotykając ziemi,
Od środka płonę i cała wibruję,
Wisząc w przepaści bezkresnej przestrzeni,
I czuję chłodem przeszyte powietrze,
Wilgoć jak wodę gwiazd, co mnie spijają.
Wiatr swym dotykiem wprowadza mnie w dreszcze.
Prądy błękitów lekko zmysł muskają.
Otwieram oczy jak wrota stadniny,
Z której me myśli niczym rwiste konie
Gardzą progami już mojej gościny,
Chociaż wyciągam, jakby żebrząc, dłonie;
Galopem skaczą w głębinę ciemności
Lśniącą srebrzyście gwiazdową poświatą
A ja wraz z nimi w stanie nieważkości
Oraz oddana dwóm przeciwnym światom,
Bo niby jestem pod nieba dachówką,
A jednocześnie wznoszę się nad ziemią…
Wszystko się wokół wydaje pocztówką…
Przyzwyczajenia niczego nie zmienią.
Wtem się rozbijam na drobne cząsteczki,
Które jasnością miękko lecą w górę
I bladym światłem przez sito chusteczki
Zdają się stygnąć postrzępionym piórem,
Zielonym blaskiem w nieboskłon wsiąkają,
Falują, pełznąc po mrocznej dolinie,
Po czym kroplami światła się skraplają
I już turkusem moja dusza płynie,
Nad horyzontem szmaragdowym pyłem
Tańczy jak z dłoni przez podmuch strącona
I się rozsiewa brokatem, lecz… chwilę,
Po czym osiada złotem na ramionach…
I tak powracam do rzeczywistości,
Zorzą polarną będąc w zawieszeniu.
Kocham ten stan mój – życie w nieważkości -
Moją obecność w głębokim myśleniu.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz