Cała łąka dzwoni fioletowym kwiatem,
Którego kielichy ku dołowi wiszą
Z postrzępionym liściem niczym babim latem.
Nieliczni ich brzmienie krystaliczne słyszą.
Sprężyście wycięte płatki z klosza lampki,
Wywinięte w górę wokoło pierścienia,
Usztywnione sterczą jak taśma falbanki
Obrębiona nicią złotego promienia.
Delikatne dzbanki są jak nawleczone
Na zielony sznurek cieniutkiej łodygi,
A pomiędzy nimi pąki nachylone
Jakoby agrafki na listwie fastrygi.
Jakże oko cieszą ametystu kolią,
Co na piersi wiatru lekko się kołysze,
Sprawiając, że dzwonki delikatnie dzwonią,
Wabią w szumne trawy rozmarzoną ciszę.
Trudno się powstrzymać od takiej pokusy,
Która nakazuje w ów kwiatach zastygnąć.
Nim się ostrze kosy zuchwale poruszy
Można całym ciałem do łąki w nich przylgnąć,
By od dołu ujrzeć dzwonki fioletowe,
Co to złotym oczkiem nam się przyglądają,
Kołysząc z podziwem swych kielichów głowę,
By wsłuchać się duszą jak cudownie grają…
Niby to bezdźwięcznie ich ton się unosi,
Lecz pod powiekami widzisz śnieżne sanie,
Których stukot kopyt galop światu głosi
Przez dzwonków jak szklane,... skoczne!... rozhasanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz