Poczułam wiatr na własnej skórze…
Przeniknął sploty mej tkaniny.
Ciało me, zda się, dzikie róże
Płatkami woni otuliły.
Podmuch dotykiem mnie szkicuje,
Linią zakreśla me kontury.
Każdy milimetr wiatr ów czuje
Jakby kochanka, co to który
Pierścieniem ramion mnie przygarnia,
Rześkością niczym kroplą wody
Przez dreszcze chłodzi i dokarmia,
Dając poczucie mi swobody,
Więc niczym nago przed nim stoję,
Czując we włosach jego palce…
Na skroniach gasną niepokoje…
Stoję jedynie w wiatru halce,
Która opływa piersi gładko,
Jak atłas z łona mego spływa,
Skapuje z bioder stróżką rzadką
I na mych udach nurt urywa.
Odchylam nagle głowę grzeszną
Pod pocałunków odprężeniem…
Ja – wiatr tworzymy teraz jedno,
Stając się sennym już marzeniem.
Wyginam ciało w więzach ramion,
Co mnie powojem oplatają.
Jestem kochanką, a nie damą…
Zmysły miłości wręcz żądają.
Rozkładam ręce swe szeroko...
Na tafli wiatru się unoszę
Niesiona w przestrzeń, hen!… wysoko…
O jeszcze więcej pieszczot proszę
Nienasycona i zachłanna,
Spragniona wiatru namiętności.
Wokół podmuchów pełna wanna,
W której doznaję przyjemności.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz