Późne wieczory w ciemnej szacie suną
Z laską przydrożnych, skrzących się latarni,
Które pożółkłą, bladą światła łuną
Kapią na kołnierz bogatej zielarni,
A na ich drucie wiatr się tylko huśta,
Świszcząc rozkosznie smaganym powietrzem.
Szeleści liści łopocząca chusta
I w tle, gdzieś w trawie, grają słodko świerszcze.
Echo zbłąkane przez pola wędruje,
Z lasu się płoche nieśmiało wynurza
I nieuprzejme ciągle dokazuje
Odgłosem płotem spiętego podwórza,
A oknem, które na oścież otwarte,
Zapach się siana na parapet wspina.
Powietrze pachnie jak deszczem przetarte,
Chociaż nie spadła wody odrobina.
To wilgoć, która pierś ziemi otula
Siwym atłasem, co jest rozciągnięty
Jakoby nocna na ciele koszula,
Do której bukiet runa jest przypięty.
A za oknami przeganiają ciszę
Swym ujadaniem psiaki szczekające.
Ta na gałęzi miękko się kołysze.
Spod koron widać stopy machające.
Wąsosz się cały do poduszki tuli.
Wonią maciejki przed snem się odświeżył.
Szum sosen brzęczy aktywnością uli -
Pod nimi Jezus, w którego lud wierzy,
Wisi na krzyżu zaraz przy zakręcie
Wstęgi asfaltu, co do wsi prowadzi.
Gościnnie trzyma rozłożone ręce.
Widać, że z każdym złem sobie poradzi.
Pewnie dlatego Jemu powierzono
Czuwać nad wioską czy to w dzień, czy w nocy.
Ramiona Jego wstążką ozdobiono,
Która, łopocząc, całuje Mu oczy.
Zarów, Przymiarki, Nowiny w szeregu
Czy Ostre Górki lub Wąsosz – Konecki,
Stara Wieś, która dobiła do brzegu
Jakby falbana domów u tej kiecki,
Oddechem nocy zdają się spokojne…
Księżyc do okien troskliwie zagląda.
Te okolice niezwykle nadobne
Stygną westchnieniem, co szczęścia pożąda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz