czwartek, 30 czerwca 2022

PROBOSZCZYNA

Za biurkiem majestatu proboszcz dumnie siedzi,

Przeliczając gotówkę wziętą z zapowiedzi.

W grubych palcach rozciera banknot za banknotem,

Rozpalając na zyski zachłanną ochotę.

Przelicza, kalkuluje, duma nieboraczek

I ze złości, że mało dostał, głośno płacze.

Buchają w jego sercu, myślach dzikie żądze

I apetyt na duże z posługi pieniądze,

Więc gdy kwotą w kopercie tak się rozczarował,

Nagle zasłabł z przejęcia i się rozchorował.

Oj, pogrywać nie radzę ze swoim proboszczem... -

Rzecze i postanawia: - Już ja was ugoszczę!”,

Po czym biegnie w sutannie złością rozogniony

Do kościoła, gdzie głosi wzburzony z ambony,

Że za mało i skąpo rzuca lud na tacę,

Przy czym pięścią odgraża oraz w nerwach skacze,

Aż mu płoną czerwienią nabrzmiałe policzki,

A głos ze strun ochrypłych z krzyku rośnie w piski.

Parafianie ze strachem patrzą na proboszcza

Przekonani, że sprawa nie może być gorsza,

I zmartwieni dogłębnie sytuacją całą

Uwierzyli w zarzuty, że dają za mało -

Od tej pory składali ofiarę obfitą,

A ksiądz widząc, iż rośnie zysk jakoby żyto,

Jeszcze bardziej zachłannym stał się niż przed laty,

Sakramentów udzielał drogo, więc na raty.

Oj, się pruły kieszenie wiernym mimo woli,

A wbrew temu duchowny swych poddanych szkoli

I biedniejszym odmawia pasterskiej posługi,

Swym żądaniem pieniędzy wpędzając ich w długi.

Zaczął nawet pobierać opłaty w naturze,

Mając wobec parafian swe roszczenia duże.

Brał i jajka, i kaczki, warzywa, owoce

I wyroby, bimberek oraz z malin soczek.

Nie odczuwał hamulca ani skrępowania,

Więc rozmnażał i mnożył swe wilcze żądania

I tak bardzo popłynął w żądzach zachłanności,

Że mu obce się stały objawy litości.

Datę ślubu odroczył, bo czekał na kasę.

Sakramentu udzielę, jak forsę zobaczę!” -

Grzmiały groźnie rosnące z wiekiem wymagania,

W których to komornicza skłonność się odsłania.

Po kolędzie wyliczał nazwiska dłużników,

Oczekując banknotów w dość pokaźnym pliku.

Za pogrzeby wręcz zdzierał jak z niedźwiedzia skórę.

Na chrzty również zarzucał widoki ponure

I pod hasłem „co łaska” cennik przed twarz ciskał,

Aż na cyfry w swych oczach jak inkasent błyskał.

Tym sposobem parafian zatracił w grzeszności -

Wolna miłość, bezbożność, świętokradztwo gości.

Wierni ślubów nie biorą i chrztów nie przyjmują,

Zmarłych zaś na podwórkach w nocy zagrzebują,

By kolędy uniknąć gdzieś w świat wyjeżdżają,

A w niedzielę przed księdzem w domach się chowają.

Rozwydrzyła się swołocz jakoby w Sodomie.

Pan Bóg patrzy nań z góry i od gniewu płonie.

Kiedy zatem po śmierci proboszcz na Sąd przyszedł,

Trzymał w ręku swych zasług maleńki kieliszek,

A w tym: dach po remoncie, ławki wymienione

I parkingi, chodniki kostką wyłożone...

Pan Bóg strasznie znudzony takim wyliczaniem

Nagle wywód przerywa Swym stanowczym zdaniem

I wtem brama od Raju kluczem w zamku trzaska,

Bowiem Sędzia obwieścił, ile to „co łaska”,

A że księdza nie było stać na się wkupienie,

Został z nędznym grosiwem dan na potępienie

I zrozumiał, że ciężka od majątku taca

Po tym życiu doczesnym już się nie opłata.

Z Góry na dół ściągnęły go pełne kieszenie,

Gdzie jest płacz, zgrzyt zębami i wieczne cierpienie.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz