Unosi się nad ziemią wilgotne powietrze.
Na trawach jak na nici perły rosy błyszczą.
Wiatr się schował przed światem – wyjść z ukrycia nie chce.
Liście zatem nie szumią, gałęzie nie świszczą
Jak zastygłe na zawsze w przekleństwie bezruchu,
Czekające cierpliwie na odczarowanie.
Szelest blaszek gdzieś przepadł bez widu i słuchu,
A w koronach dzięcioła pnie się kołatanie.
Zatrzymuję się, idąc, pod dachami lipy.
Mgiełka kwiatów już wodzi zmysł na pokuszenie.
Chłonę cała ów zapach iście znakomity.
Karmi duszę rozkoszne, bujne rozmarzenie
I odpływam na fali tegoż zamyślenia
W jasny błękit, co taflą nade mną się zdaje.
Przy akompaniamencie błogiego milczenia
Z dźwiękiem słów, które szepczą, już się nie rozstaję
I zasiadam pod lipy rozpyloną wonią...
Bez reszty się wsłuchuję w ciszy rozgadanie,
Zbierając bukiet wersów zachłanną nań dłonią,
I zapadam się duszą w strof ów zaczytanie…
Wszyscy wokół gdzieś za czymś nieustannie gonią.
Mnie porywa natomiast szalone natchnienie,
Od którego rozsądku głosy me nie stronią,
A jedynie wzmagają nań większe łaknienie.
Mogłabym więc pod lipą kwitnącą pozostać.
Niech mnie w tyle zostawi czas wiecznie spóźniony.
Mogłabym się z przyszłością dla tej chwili rozstać,
Byle gorał zew we mnie twórczości spragniony.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz