Zegar się na mych dłoniach położył swą głową,
Wszystkie słowa i myśli swoje powierzając.
Jednak nie wiem, czy jestem na ten dzień gotową
I uciekam, w odległą przyszłość wybiegając.
Co mam począć z tym czasem, który otrzymałam,
Który się do stóp moich chyli ze szczodrością?
Przebudzenia się chyba dziś nie spodziewałam,
Więc tym bardziej jest dla mnie nowy dzień radością.
Czuję jednak, że zbytnio tutaj nie pasuję.
Trudnym i niemożliwym życie mi się zdaje,
Które cywilizacji ślepo usługuje,
Niszcząc duszy wszelakie prawa i zwyczaje.
Każdy dzień jest rygoru smutnym niewolnikiem.
Łańcuchami nakazów, zakazów ściśnięty.
Stres jest dla nas na co dzień bezwzględnym budzikiem...
Widok nam obowiązków zasłaniają pręty.
Zatracamy tożsamość sprzedaną na kredyt.
Gubimy dar miłości, jak również przyjaźni.
Każda myśl, każde słowo wywołuje nieżyt.
Pozbywamy się nawet marzeń, wyobraźni,
Ktoś nam ciągle powtarza jakim być potrzeba.
I że ciężka harówka wszystkim się opłaca.
Tymczasem nam pod buty skupią okruch chleba
I szantażują strachem: „Karma zawsze wraca!”
Nie chcę chodzić na smyczy przy nodze głupoty
Z kolczatką jak z obrączką wciśniętą na szyję.
Pragnę dla mojej duszy przestrzeni, swobody!,
Bo przecież nie dla ciała człowiek tylko żyje.
Wolności dzbanem pełnym niech się raczy sacré!,
Lecz nie tym skopiowanym przez żądze, instynkty.
Wolności – czystości sumienia tylko pragnę.
Dla duszy świat bez prawdy jest mroczny i przykry.
Jak przeżyć dzień dzisiejszy, by z ciała wypuścić
Uwięzionego w klatce ptaka potrzeb wyższych?
Jak wyrwać się ku szczęściu z codziennych czeluści,
By pióra mojej duszy złotem słońca błysły?
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz