Jakaś mnie żałość dzisiaj odwiedziła
W starym serdaku, który pachnie sianem.
Usiadła w kącie i głowę spuściła.
Poczęstowałam ją hojnie śniadaniem,
Lecz ona, milcząc, tylko w okno patrzy
Zastygła ciałem w skulonej pozycji.
„Popatrz, – powiada – jaki świat jest straszny.
Radość przedmiotem dziś jest prohibicji.
Niby ci wolność prawo gwarantuje,
Lecz owa wolność jest jak pajęczyna…
Szarpiesz się, motasz… Nić się na niej pruje,
A wciąż w tej sieci wplątana kończyna
Uniemożliwia ci swobodę ruchu,
Więc i wyboru dokonać nie możesz.
Ktoś cię poklepie, doda: „Mój ty zuchu!”
I silną ręką trzyma za obrożę.
Nie możesz osiąść, gdzie dusza zapragnie.
I akt własności złudą tylko bywa.
Bierzesz, co z stołu pańskiego ci skapnie.
Marsz pogrzebowy twym krokom przygrywa.
Tłum zewsząd krzyczy, że jest tolerancja,
Lecz kiedy zaczniesz się w tłumie wyróżniać,
Zaraz doświadczysz czym dyskryminacja
I zakłamania cię pochłonie próżnia. -
Wtem żałość milknie i głowę pochyla,
Splecione dłonie na blacie opiera.
Po chwili serdak na boki rozchyla
I z żalem wzdycha: „Ach, jasna cholera!
Podaj – mnie prosi – przepitkę, kieliszki. -
I na stół kładzie butelkę ognistą. -
Wyjmij coś może na ząb do przegryzki.
Trudno – powiada – tak pić wódkę czystą.”
Z kredensu wzięłam szklane naparsteczki.
Pęto kiełbasy, boczek, bochen chleba
Poustawiałam na blat z koroneczki...
Czuję jak łyczek me ciało rozgrzewa.
Żałość napełnia ponownie kieliszki,
Brodę podpiera i łzy gorzkie leje,
Widelcem dłubie śledzia w occie z miski
I przez płacz do mnie w przymusie się śmieje.
„Widzisz – wyznaje – wciąż się tylko włóczę.
To tu przysiądę, to tam się zatrzymam.
Jak niepotrzebna nieustannie kluczę…
Różnych profesji się wbrew sobie imam.
A tak bym chciała mieć choć własne miejsce
I przyjaciela, który mnie pocieszy,
Ale… czy trafi się mi że to szczęście,
Czy ktoś, mnie mając, się chociaż ucieszy?”
Kolejny łyczek i tępieje głowa,
I mnie się smutno na duszy zrobiło.
Już żałość jestem przygarnąć gotowa,
Lecz… Czy bym chciała, by tak zawsze było?!
„Wybacz, – bełkoczę, łkając wbrew swej woli -
Ale nie możesz u mnie długo zostać.
Serce mnie z twego powodu wszak boli...
Muszę się jednak z tobą, żałość, rozstać. -
Zataczam kroki, do wyjścia podchodzę
I drzwi otwieram na oścież z impetem. -
Ja na pijaństwo – mówię – się nie godzę
Oraz z rozpaczą dziś kończę z kretesem!
Bądź zatem miła – proszę – i idź sobie
Gdzieś, gdzie nikogo nie będziesz dołować.
Nie mam – zapewniam – nic przeciwko tobie.
Nie możesz jednak mym stanem żonglować.
Wiele już w życiu swoim wypłakałam.
Teraz, gdy wreszcie wylazłam spod buta,
Mam znacznie więcej niż dotychczas miałam.
Nie chcę już chodzić żalem przykrym struta.”
I po tych słowach żałość przytuliłam.
Na pożegnanie dałam jej wałówkę,
Po czym przez próg się za nią wychyliłam,
Krzycząc: „Wyślij mi niekiedy pocztówkę!”
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz