środa, 8 czerwca 2022

ŻAŁOŚĆ

Jakaś mnie żałość dzisiaj odwiedziła

W starym serdaku, który pachnie sianem.

Usiadła w kącie i głowę spuściła.

Poczęstowałam ją hojnie śniadaniem,


Lecz ona, milcząc, tylko w okno patrzy

Zastygła ciałem w skulonej pozycji.

Popatrz, – powiada – jaki świat jest straszny.

Radość przedmiotem dziś jest prohibicji.


Niby ci wolność prawo gwarantuje,

Lecz owa wolność jest jak pajęczyna…

Szarpiesz się, motasz… Nić się na niej pruje,

A wciąż w tej sieci wplątana kończyna


Uniemożliwia ci swobodę ruchu,

Więc i wyboru dokonać nie możesz.

Ktoś cię poklepie, doda: „Mój ty zuchu!”

I silną ręką trzyma za obrożę.


Nie możesz osiąść, gdzie dusza zapragnie.

I akt własności złudą tylko bywa.

Bierzesz, co z stołu pańskiego ci skapnie.

Marsz pogrzebowy twym krokom przygrywa.


Tłum zewsząd krzyczy, że jest tolerancja,

Lecz kiedy zaczniesz się w tłumie wyróżniać,

Zaraz doświadczysz czym dyskryminacja

I zakłamania cię pochłonie próżnia. -


Wtem żałość milknie i głowę pochyla,

Splecione dłonie na blacie opiera.

Po chwili serdak na boki rozchyla

I z żalem wzdycha: „Ach, jasna cholera!


Podaj – mnie prosi – przepitkę, kieliszki. -

I na stół kładzie butelkę ognistą. -

Wyjmij coś może na ząb do przegryzki.

Trudno – powiada – tak pić wódkę czystą.”


Z kredensu wzięłam szklane naparsteczki.

Pęto kiełbasy, boczek, bochen chleba

Poustawiałam na blat z koroneczki...

Czuję jak łyczek me ciało rozgrzewa.


Żałość napełnia ponownie kieliszki,

Brodę podpiera i łzy gorzkie leje,

Widelcem dłubie śledzia w occie z miski

I przez płacz do mnie w przymusie się śmieje.


Widzisz – wyznaje – wciąż się tylko włóczę.

To tu przysiądę, to tam się zatrzymam.

Jak niepotrzebna nieustannie kluczę…

Różnych profesji się wbrew sobie imam.


A tak bym chciała mieć choć własne miejsce

I przyjaciela, który mnie pocieszy,

Ale… czy trafi się mi że to szczęście,

Czy ktoś, mnie mając, się chociaż ucieszy?”


Kolejny łyczek i tępieje głowa,

I mnie się smutno na duszy zrobiło.

Już żałość jestem przygarnąć gotowa,

Lecz… Czy bym chciała, by tak zawsze było?!


Wybacz, – bełkoczę, łkając wbrew swej woli -

Ale nie możesz u mnie długo zostać.

Serce mnie z twego powodu wszak boli...

Muszę się jednak z tobą, żałość, rozstać. -


Zataczam kroki, do wyjścia podchodzę

I drzwi otwieram na oścież z impetem. -

Ja na pijaństwo – mówię – się nie godzę

Oraz z rozpaczą dziś kończę z kretesem!


Bądź zatem miła – proszę – i idź sobie

Gdzieś, gdzie nikogo nie będziesz dołować.

Nie mam – zapewniam – nic przeciwko tobie.

Nie możesz jednak mym stanem żonglować.


Wiele już w życiu swoim wypłakałam.

Teraz, gdy wreszcie wylazłam spod buta,

Mam znacznie więcej niż dotychczas miałam.

Nie chcę już chodzić żalem przykrym struta.”


I po tych słowach żałość przytuliłam.

Na pożegnanie dałam jej wałówkę,

Po czym przez próg się za nią wychyliłam,

Krzycząc: „Wyślij mi niekiedy pocztówkę!”

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz