Pamiętasz przecież twarz swojej młodości…
Oczy i usta, włosy potargane
Tym, co zrodzone z szaleństw świadomości
Na świat zostało czynami wydane.
Wówczas się miało takie przekonanie,
Że nieba dotknąć każdy przecież może,
Że nic na drodze do celu nie stanie,
A choćby nawet,… kres temu położę!
Dzisiaj się w lustrze ktoś inny pojawia,
Spogląda w oczy przygaszonym okiem
I blady uśmiech na ustach się zjawia
Braku zachwytu tym szklanym widokiem,
Bo rysy twarzy, choć nie są ci obce,
To nie te same, ciężkie i zmęczone,
Jak szarobure i jesienne słońce,
Zza chmurnych zmarszczek ledwo wychylone;
Bo usta lekko wygięte w podkowę,
Źrenice, jakby zadumą zgaszone…
I pasma włosów, co sprószyły głowę
Tym, co rozsądkiem zda się odrzucone.
Dzisiaj już nie ma tego przekonania,
Że niebo bywa wszak w zasięgu ręki,
Bo ciało ziemi wbrew sobie się kłania,
Jakby pod krzyżem chorób i udręki.
Dzisiaj na drodze każda rzecz przeszkodą,
Której minięcie bywa trudną sztuką,
Bo nogi sztywne już chodzić nie mogą
I krok stawiają mozolnie, i długo.
Dziś siedzisz cicho z dłonią na albumie.
Usta twe haseł już nie wykrzykują…
Czas na zegarze wiosłami, hen!, sumie,
A dźwięki minut z myśli twych żartują.
Palce wygięte, jak szpon drapieżnika
Na fotografii leżą pomarszczone,
A przez ich kraty twarz młoda przenika…
To, co już było, na zawsze stracone.
Odkładasz młodość do szuflady wspomnień.
Z trudem swe ciało podnosisz z fotela…
Masz dzieci, wnuki, a jakby bezdomnie
Samotność w gości się do ciebie wdziera.
Szuraniem kapci rozcierasz podłogę
I drżącą ręką zalewasz herbatę,
W szklance wywaru trzymając połowę,
Bo wola walczy z ciągle wrogim światem
I można byłoby rozlać pod stopy
To, co się z dłoni wyrywa do lotu…
Kiedyś!, dorodne kobiety i chłopy –
Dziś tylko tragarz przyziemnych kłopotów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz